Wczoraj, już jako 20-letni mężczyzna, bo tak chyba siebie mogę nazwać, pierwszy raz na żywo ujrzałem kadrę. I to nie były nasze futbolowe "Orły", lecz szczypiornistki, walczące o to, by zagrać na europejskim czempionacie. I jak dziewczyny z rosyjskimi siostrami zaczęły pięknie, to i tak wygrać musiały mistrzynie świata. Było 8:1, skończyło 26:35 na korzyść tych, co państwo uznają niektórzy już za kraj azjatycki(sic!). Mecz sportowo stał na niezłym poziomie, ale po 30-40 minutach Rosjanki totalnie zdominowały nasze piłkarki ręczne i w efekcie jest przegrana. Na uznanie zasługuje trener Rosjanek, Jewgienij Trefiłow, który zagrzewał swoje zawodniczki w powiedzmy, heroldowy sposób. Swoją drogą, mógł chodzić po naszych polskich ulicach i reklamować jakieś kosmetyki czy firmy udzielające kredytów, bo na pewno wszystkich by zagłuszył swoim tubalnym głosem. A kibicowsko? Ręcę opadają! Jednak potwierdza się opinia, którą czytałem w felietonie z "To My Kibice!" - mecze kadry to festiwal pikników. I to jest bezsprzecznie racja! Tym naszym Polakom w ogóle nie chciało się dopingować, a jak już dopingowali, to zagrzewał ich mierny spiker, w kółko powtarzający te same śpiewki-przyśpiewki( z czego jedna to było tylko klaskanie). Czy tym kibicom zależało na tym, by wygrać ten mecz, by liczyć się o awans? Miałem wrażenie, że przyjechali tam tylko po to, by zjeść wspaniałą polską kiełbasę i popić to naszymi gorzkimi, zyciodajnymi i energetycznymi nektarami. Kilkakrotnie angażowałem się w to, co dzieje się na parkiecie, parę razy zdarzyło mi się wrzasnąć coś mocnego, ale i zachęcającego(wiadomo, dla kogo). Dosłownie jednostki okazywały to, że Polki mają to wygrać. A inni to się tylko tępo patrzyli, ciągle się zastanawiając, jak do tego doszło, że Polki nie dają z siebie już nic, bo pokonać reprezentację Rosji. Tak jak już pisałem, nie było źle, ale może trochę odpuściły, a może rosyjskie dziewczyny przeszły do kontrataku, by uśpić polską czujność. Szczerze Wam powiem, marzy mi się nie tylko grupa ultras na piłce nożnej, takowa już zresztą istnieje, co mnie niezmiernie cieszy, ale żeby była też na szczypiorniaku, żużlu, siatkówce. Wlejmy trochę kolorytu i zapału nie tylko na "bali", ale też w innych dyscyplinach, by czynić je niezapomnianymi i do której wraca się z łezką w oku. Ja i tak ten mecz, ten pierwszy meczy repry na żywo, zapamiętam do końca życia. Co tam, że wtedy masa pikników opanowała halę MORiS w Chorzowie 31 marca 2010 A.D. o godz. 18:00...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz