Florian Rasiewicz obudził się o 7:00, i jak zwykle, zmęczony i niewyspany. Czuł się, jakby przed chwilą wrócił z gułagu albo z walki bokserskiej, w której sam uczestniczył. Po kilku minutach wylegiwania się w łóżku wstał i rozsunął rolety. Piękne, poranne promienie słońca wpadły do jego pokoju. Z okna swego bloku spoglądał na ruchliwe ulice Warszawy, mknące samochody, niczym pracowite mrówki do swojej królowej. Jednak po chwili odsunął się do okna i poszedł leniwym krokiem do aneksu kuchennego; czuł niezmierny głod, a także paliło go straszne pragnienie. W aneksie zauważył, że po kuchni krząta się jego syn, Sławomir, przygotowujący herbatę oraz tosty.
-Widziałeś, tato, może w telewizji wystąpienie Rogowskiego na forum sejmu?
-To ten z USP(Unia Socjaldemokracji Polskiej)?- spytał się niepewnie Florian Sławek pokiwał potakująco głowę. Florian usiadł na krześle i oparł ręce na stole . Ten Rogowski to kolejny debil, żądny sławy i pieniądza, pomyślał.
-A tak na marginesie, to który dzisiaj jest. Wczoraj przeglądałem dokumenty, dotyczące węgierskiej dynastii Arpadów,. Przedwczoraj był Dymitr Samozwaniec, a jeszcze wcześniej ten tajny referat Chruszczowa z 1956. Moja głowa już tego nie wytrzymuje, a ja nawet nie wiem, który jest dzień, a nawet rok. Nie wysypiam się przez to i… szkoda gadać. Sławek wziął do ręki zegarek, stojący na lodówce, i powiedział, niczym : -Dziś jest dokładnie 12 lutego 2037 roku, godz. 7:35. I za chwilę na TVPol będą emitować posiedzenie USP. Sławomir poszedł do dużego pokoju. Wyglądał jak niewielkich rozmiarów sześcian, miał ledwie 6 x 3 m. Ech, ten staruch to dziwak i odmieniec, pomyślał. Nie poświęca nic czasu polityce, która jest tak ważna dla nas. Przecież on wykituje przez tą historię i socjologię. Florian, dalej siedząc w aneksie, wziął do ręki telefon, wystukał numer do „Media Shop”, i rzekł: -Poproszę najnowszy numer „Dziennika Historycznego”. Dostarczyć go proszę na ul. Śląską 33/56, do okręgu Kabaty. Dziękuje. „Media Shop” były to sklepy „na telefon”, w których można było kupić dzienniki, gazety młodzieżowe, periodyki specjalistyczne; czasem trafiały się promocje, kiedy to można było dostać za darmo biuletyny informacyjne poszczególnych partii, które zasiadały w Sejmie. Szczególnie na to łasy był Sławek. Ok. 8:20 Florian usłyszał dzwonek, którego dźwięk naśladował pianie koguta. Był to znak, że dostawca przyniósł już jego ulubioną gazetę, wolną od politycznych bredni i dialogów o tym, jak w latach 2000-2010 polska gospodarka stała na niskim poziomie, dochód narodowy był cholernie niski, a Sejm zwany był „siedzibą łgarzy”. Ale dziś już tak nie jest. To już minęło, racja, pomyślał. Dziś jest gorzej niż wtedy. Florian otworzył drzwi swojego mieszkania, i ujrzał atletycznego mężczyznę, w wieku ok. 40 lat, ubrany w niebieski uniform „Media Shop” -Proszę, oto gazeta, o którą pan prosił. Florian wział do ręki i gazetę, i broszurę, zapłacił odpowiednią sumę pieniędzy pieniędzy serdecznie podziękował. Skierował się do sypialni, usadowił się na sofie, i zaczął przeglądać „Dziennik Historyczny”. Natrafił na m.in. artykuł o ostatnim Piaście śląskim, Jerzy IV Wilhelmie, fragment „Eneidy” Wergiliusza; wpadł w wielkie zdziwienie, kiedy w spisie treści ujrzał notkę prasową o tytule: „Kość niezgody – kiedy pogodzą się przewodniczący USP i PON”. PON była to Partia Obrony Narodowej – nacjonalistyczne ścierwo, zasiadające w Sejmie po prawicy, od 2025 roku. Za wiele tego, pomyślał. Karmią nas tą obrzydliwą polityką, robią na siłę Utopię, zastanawiające jes to, że ludzi nie dostają od tego niestrawności i wzdęć. Obym nie poszedł kiedyś do jakiegoś baru, i ujrzał w menu „Dania polityczne- dziś…”. Tylko, dlaczego ja na to się uodoporniłem? Czyżby historia i socjologia miały zbawienny wpływ? Nie wiem, możliwe. Florian podniósł się z sofy i przeszedł do salonu. Jego syn wpatrywał się w telewizor, jakby był artystą, dla którego nic nie liczy się poza jego dziełem. Gdy oglądał posiedzenie, jego umysł nie reagował na otoczenie, i był aktywny tylko wobec wielkiego, szarego pudła.
-Sławek, nie nudzi cię to?- spytał się, w nadziei, że cokolwiek odpowie i przestanie się gapić w odbiornik.
-Tato, skądże znowu. Mnie polityka nie nudzi. Wręcz przeciwnie. Ja ją uwielbiam. Polityka jest jak woda. Nie pijesz, umierasz. Prawdziwy naród musi być zainteresowany polityką, choćby by było bardzo źle, tak jak za czasów PRL. Bo czy naród bez polityki to jest naród? Zszokowany wypowiedzą swego syna(nie okazał go jednak przed Sławomirem), Florian napił się ginu, uprzednio wyjąwszy go z barka. Zawsze go uspokajał w stresowych sytuacjach. W jego mniemaniu, gin działa znacznie lepiej na nerwy aniżeli jakieś drzewka bonsai z Japonii czy jakoś tak; dokładnej nazwy nie pamiętał.
-Synu, powiedz mi ty, co ty widzisz w tej naszej polskiej polityce? Nasza polityka to przedmiot, nadający się tylko i wyłącznie do pojemnika na śmieci. Wmawiają nam, że w 2005 roku polityka w Polsce była przerażająco skorumpowana, że w 2010 roku wybory sfałszowano, i w efekcie prezydentem został liberał Wojtkowiak, a nie radykał Szawiński. Brednie, Sławek, to są brednie. To można nazwać tylko „Prawdą Półostateczną”, tak jak brzmi zresztą klasyczna powieść science-fiction P.K. Dicka. W 2005 roku, Polska, owszem, była krajem skorumpowanym, ale niektórzy politycy wywiązywali się ze swoich obietnic. Zaś pięć lat później, wybory wygrał Wojtkowiak, ale Szawiński został Marszałkiem Sejmu. Gdy w 2013 roku Wojtkowiak zginął w wypadku samochodowym, funkcję prezydenta RP przejął Szawiński. I Polska od tego czasu zaczęła gwałtownie zniżać się do poziomu korupcji najwyższej . Doskonałym przykładem jest to, że nie przeprowadzono przedterminowych wyborów prezydenckich, ponieważ Sejm i Senat zadecydowali, iż schedę po Wojtkowiaku przejmie bezpośrednio Szawiński do 2015 roku. I w tymże roku wybory wygrał Szawiński, pokonując ze znaczną przewagą w II turze kandydata Związku Demokracji Polskiej, Edmunda Żuczkiewicza. I od tej pory… Florian spojrzał na zegarek, umiejscowiony pod wielkim, 32-calowym telewizorem Philipsa. Była wyświetlona godzina 9:44. -No, robota wzywa, muszę jechać już do Instytutu. Wrócę ok. 18:00. Chyba... Florian poszedł do swojego pokoiku. Otworzył mahoniową szafę i wyjął z niej piaskowy garnitur, wyglądający bardzo ładnie, i co najważniejsze, pasował do niego jak zielony kolor do Wiosny. Włożył go na siebie, spakował dokumenty o dynastii Arpadów do swojej, brązowej, skórzanej teki i wyszedł z domu. Włączył przycisk, wzywający windę, i po chwili pojawiła, najdeżdzając z góry. Była w niej młodziutka kobieta, młoda, mająca piękne, kruczoczarne włosy, duże, niebieskie oczy, oraz przepiękną, smukłą sylwetkę – była to sąsiadka Floriana, mieszkający zaraz nad nim, na 18. piętrze, pod numerem 60. -Dzień dobry, panie Florianie – powiedziała miłym tonem głosu sąsiadka z piętra wyżej.
-Witam, pani Urszulo, pani znowu idzie do hipermarketu? Spojrzała na Floriana trochę wrogo. Zawstydził się trochę, i zniżył głowę.
-Tak, idę, zakupy muszę zrobić. Mają wprowadzić niedługo kartki na owoce, ponieważ tych ze eksportu zaczyna brakować. I dobrze, my też mamy prawo sprawdzić, jak smakuje południowa Europa i Afryka.
-No, tak- rzekł z lekką ironią w głosie; miał nadzieję, że ona jej nie dostrzegła.
Winda zatrzymała się na parterze i drzwi natychmiast otworzyły się. Obaj wyszli z z niej szybko. Florian zszedł do podziemi, i czuł odbijające od ścian echo swych kroków. Cóż, przyszło mi zamieszkać w bloku z wielkiej płyty, pomyślał. Nie lubię ich. Zimno, wszyscy wszystkich słyszą, po prostu totalny brak prywatności. Mieli przecież je wyburzyć do 2020 roku, a jak widać, politycy i tym podobne ewenementy wolą wygrzewać się w cieplutkich gabinetach, i liczyć swoją mamonę. Podszedł do swojego samochodu. W lusterkach pojawił się mały, czuły na ciepło identyfikator odcisków palców. Florian przyłożył do niego kciuk, i drzwi samochodu automatycznie, bez żadnego szmeru czy zgrzytu, otworzyły się. Wsiadł do niego powoli. Zamknął drzwi i uruchomił za pomocą przycisku, umiejscowionego pod deską rozdzielczą, silnik. Po kilkudziesięciu minutach znalazł się już pod budynkiem Instytutu Nauk Humanistycznych, mieszczącego się naprzeciwko Pałacu Kultury i Nauki. Był to 72- piętrowy, szklany wieżowiec, łudząco podobny do Petronas Tower w Kuala Lumpur, ale bez jednej, bliźniaczej wieży. Florian zaparkował pod nim, zgasił silnik, i wyszedł. Zamykając drzwi, zauważył na szklanych drzwiach wieżowca komunikat o następującej treści: „Dziś, dnia 12 lutego 2037 roku, o godz. 13:00, będzie transmitowano na żywo relacja z Sejmu. Prosi się wtedy o zaprzestanie pracy, zejście do Sali Kinowej i uważne śledzenie transmisji. Potrwa ona do godz. 14:30”. Hmm, znowu ta cholerna relacja z Sejmu, pomyślał. Ani chwili wytchnienia od tej polityki, gospodarki i ostrych dyskusji na temat dawnej Polski. A później ci z Zachodu dziwią się, ze jesteśmy ponurym narodem. Na jego twarzy pojawił się grymas niechęci i zarazem niezadowolenia, czuł się zdegustowany. Wszedł do wnętrza Instytutu i zniknął w jego szklanej otchłani, bezbarwnej jak owa Rzeczpospolita.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz