Codziennie się boję. Alkoholu, narkotyków, bójek - życie nam pierdoli. Co ja mogę powiedzieć? Czym ja esej mam napisać? Boję się. Wszystkiego się boję. To istna pantofobia. Słyszę te znajome dźwięki, która biegną za mną z telewizoru - co ja mam na o poradzić? Tylko co chwilę pytajnik się pojawia. Tak jak moje życie. Codziennie się boję. Wiersze mam pisać - co ja z tego mam? Koleżanka mówi, że czegoś poszukuję. To prawda! Ale ja chcę być politologiem, historykiem, slawistą - to chyba wszystko nędzne użalanie się nad soba, niczym bezzasadne niebo, które krąży nade mną, nad Afryką, nad , może nad całym Wszechświatem. Introwertycy piszą wspaniałe dzieła - ale co to ma być? Co uzyskujemy? Poetyckość to dar niesamoiwty, niecodzienny, brak w nim szarości, której pełno wokół nas. Kocham ją. Pielegnuję ją. Bilans zerowy. Co ja z tego mam? To niekonkretne. Tak bardzo, że tylko niepotrzebnie dziury wypala w mózgu - to tak naprawdę nie opowiadanie o Polsce. To opowiadanie o mnie. O Polaku. Czującym się patriotą. Albo nie - półpatriotą, bo miała lewicowość ze mnie bić. Miała, ale już nie. Dystans trzymam. To młodostarczy wiek. Zdaje się czasem, że wszystko mnie zniewala. Polska mnie zniewala. Nic nie odkryję - jam nie Kolumb czy Magellan. Melancholia...Nie! Tylko flegmatycy mają dobrze! Są jak orły, które lecą ponad górami i morzami...Czy na pewno?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz