Czy mam zamiar poruszać ten dziwny temat? Czemu dziwny? Dla wielu moich rówieśników, ale i zapewne osób starszych urodzonych pod koniec lat 70-tych i w latach 80-tych ten temat nic nie mówi. Być może wywoła to skojarzenia z Adamem Mickiewiczem, Juliusz Słowackimi i innymi XIX-wiecznymi osobistościami polskiej i światowej literatury. Nie chodzi tu o mianowicie o lekcję języka polskiego czy wykład z historii literatury, ale o inspirację. O inspiracji, którą prawie zawsze czerpię z muzyki, określanej pojęciem niezmiernie szerokim, jakim jest „pop”, pod który podciągnąć można całość muzyki elektronicznej, rockowej, nie wykluczając do pewnego stopnia metalu, muzyki klasycznej i operowej oraz poezji śpiewanej. Styl „new romantic” powstały w Wielkej Brytanii ok. 1977 roku to już dziś „pop” - dlaczego? Proste teksty(???), łączenie brzmień syntezatorów z gitarą elektryczną i "basem", perkusją elektroniczną? Można dyskutować, ale zawojował on niemały kawałek kuli ziemskiej. Wsłuchując się w takie utwory jak „Fade to grey” Visage czy „Sleepwalk” Ultravox niemalże z sekundy na sekundę zacząłem pisać wiersze. Paradoksalnie nie była to liryka miłosna, lecz filozoficzno-refleksyjna. Może inaczej odczytałem założenia wykonawców, może utwory „new romantic” były faktycznie przeznaczone jedynie do dyskotek. Jednak słuchając dzisiejszych przebojów dyskotekowych tj. od lat 90-tych po dziś dzień i porównując to z „new romantic”, praktycznie nie ma co prowadzić dysputy co do oddziaływania na człowieka. Tamte utwory, tamte teledyski nie były naznaczone erotyką i wulgarnością, jeśli tak, są to tylko rodzynki totalnie bez znaczenia. Nie piszę, że dzisiejsze disco to chłam. Muzycznie jest w porządku, ale gdyby pominąć linię tekstową i pozostawić w "spokoju" linię instrumentalną, byłoby nieźle, acz z mojego subiektywnego punktu widzenia i tak by wiele brakowało. Pewnie dlatego, że jestem zakochany po uszy w starych, analogowych syntezatorach, a ta miłość potrafi być zła. A co do innych stylów muzycznych, mnie inspirujących: na pewno jeszcze moge zaliczyć grupę VNV Nation z Anglii, „dzięki” której napisałem, specjalnie zadedykowany dwóm utworom, jeden z albumu „Judgement” - „Prelude”; a drugi z płyty „Of faith, power and glory” - „Where there is light”. Już od samego słuchania tych dwóch niezwykłych utworów można zatonąć w morzu spokoju, wszystkiej jasności i relaksu. Ta metafora może być śmieszna, sztuczna, niedorzeczna, ale tu chyba mam pisać o tym, co czuję, a nie myśleć nad odpowiednim doborem słów, zdań i innych takich bzdur w wiersz u i (u)tworach wierszopodobnych(bynajmniej nie ten quasifelieton). Oczywistym wydaje się, że inspirować mogą nas wykonawcy piosenki poetyckiej i wyrafinowanej muzyki elektronicznej, mam tu na myśli głównie nurt „new age”, w którym „siedzą” Enya, Jean-Michel Jarre czy Vangelis. To, że popmuzyka może również to zrobić, na pewno też. Ale pierwsze, co pewnie sobie pomyśli artysta i nie tylko - czy napisać paszkwil czy może ociekającą sarkazmem i ironią satyrę? Sądzę, że tak jest najczęściej. To, że można nas zainspirować do napisania wiersza z kręgu liryki relfeksyjno-filozoficznej oraz miłosnej, zaś ten wiersz wydaje się poważny i naprawdę zmusza się do zadumania, refleksji, przemyślenia. I wcale tu nie dotyczy rozważań nad kiczem, powtarzalnośćią, jednostajnością, jednolitością w tej tzw. „popkulturze”, ale może poruszać coś o wiele głębszego, zarówno melancholijne pytania o sens człowieka i świata, jak i próbę zrozumienia wszystkiego dookoła nas za pomocą logiki i rozumu. Może też nas skłonić... I tu już sobie dobierzcie cokolwiek, a zobaczycie, że ten „kicz” może być nadal inspirujący.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz