Dziś w nocy nie mogłem zasnąć. Cały czas moje myśli wirowały. A to dlatego, że czytam obecnie jedną najsłynniejszych powieści Stanisława Lema zatytułowaną "Powrót z gwiazd". Przeczytałem na razie pierwszy rozdział, i jestem aktualnie w środku drugiego(powieść tą już czytałem w 2008 lub 2009 roku), ale już mi się nasuwają refleksje. Akcja powieści dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości, w tej przyszłości są już możliwe podróże międzygwiezdne, a nowoczesność i blichtr technologii wręcz wylewają się w hektolitrach na powierzchnię Ludzie już ze sobą nie wojują, nie kłócą się, nie zabijają i nie intrygują - czemu? Bo zostali poddani betryzacji, zabiegowi, który uniemożliwia w efekcie wyzwalanie się zła z ludzkich serc i umysłów poprzez odpowiednie reakcje na myśli. Niestety, mimo, że w powieści Lema człowiek może podróźować ku gwiazdom(bo właśnie z gwiazd wraca główny bohater powieści, Hal Bregg), to ludziom nawet się nie śni, żeby polecieć znów statkiem ku gwiazdom jak Ikar w stronę słońca, bo to zbyt duże ryzyko - w końcu jak mają się odbywać międzygwiezdne wojaże, niech angażowane do nich będą roboty, w końcu zostały one do tego stworzone i nikt z ludzi nie ucierpi, kiedy one będą ginąć w kosmicznej pustce. Do dziś opinie na temat tego, czy "Powrót z gwiazd" jest utopijny czy antyutopijny są o dziwo podzielone, ponoć nawet sam Lem miał wątpliwości co do charakteru przyszłej, zbetryzowanej Ziemi. Wedle mojego wybitnie subiektywnego zdania, "Powrót z gwiazd" jest dziełem smutnym i napawającym lękiem. Co z tego, że jest spokój, bezpieczeństwo, sielanka(z pewnością pozorna), jak człowiek utracił przez wyidealizowane koncepcje przodków zdolność i chęć do walki oraz pragnienie odkrywania nowych rzeczy, a rodzaj ludzki żyje tak naprawdę w nudnym świecie iluzji wykreowanym przez betryzację, tak jak w złudzeniu żył Guy Montag z "451 stopni Fahrenheita" Ray'a Bradbury'ego, bohaterowie "Nowego, wspaniałego świata" Aldous'a Huxley'a czy Delta-90 z "My" Jewgienija Zamiatina. Wiele już przeczytałem powieści sci-fi, i wiele z nich prezentuje przygnębiającą przyszłość, jak jeszcze np. "Milion nowych dni" Bob'a Shaw'a, ukazujący świat końca XXII wieku, gdzie ludzkość stała się nieśmiertelna dzięki substancjom zwanymi biostatami, a tego, kto chce się kiedyś spotkać ze śmiercią i odejść w zaświaty, należy uszczęśliwić poprzez podawanie biostatów, choćby na siłę, a nuż przejrzy na oczy i dostrzeże wspaniałe zalety nieśmiertelności. Tak jak napisałem, jestem dopiero w II rozdziale i całkiem możliwe, że "Powrót z gwiazd" jeszcze zmusi mnie do przemyśleń, ale niekoniecznie już nocnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz