Świata ciemne chmury do więzienia bez czasoprzestrzeni zesłały te słońca triumfu
Te deszcze jak siarczysty mróz, co te ciemne chmury połaciom ziemi otworzyły
Czyż te długie, mroźne krople zamarzają w mym świętym gaju i jego drzewa rozsadzają w swoim wojennym wyroku, sądnej pożodze?
Może za kurtyną grobów ukryta ta rzeczywistość, do której sanktuarium pielgrzymuję od czasu pierwszej świadomości
Może za kurtyną czystych i prawidłowych myśli, gdzie nieprzemijające antidotum jasnej zimy, ukryta ta idea we mnie nieskończona, ta idea w objęciach chwały, co jest dostępną naszym zmysłom Akropolem, gdzie złotosennym słowem i czynem się odziewamy
Lecz zawsze oczami ciała widzę jedno: ogień, co stapia swym lodem uzdrowienia radosnego pola, lód, który wypala słoneczne lasy, gdzie nasze osady wzniosłych rozkoszy
Lecz zawsze oczami wnętrza widzę jedno: wiara, co pocieszycielką tej mojej słodkiej nadziei jest, swą misję zawsze głośno rozbija o bruk życia, z rozbitej tej misji znów ułożone pokrzepiające słowa
Egzystencjo! Nieskończona twa świątynia, nieskończone twe nabożeństwa!
A ja w woli kapryśnej w tej modlitwie trwam, żertwa oczyszczająco płynie dymami ku sklepieniu, a w tych dymach mój duch nakazuje szacunek memu sercu, respekt dożywotni tej krwi, co mnie niesie
Bo każdy czas zawsze swój koniec zaznaczy, koniec każdej naszej wojence i namiętności jak dzwonem obwieści
A stanę się kamieniem nagrobnym, kiedy już nic nie będę wiedział
A jednym jedynym stanę się z tą najurodziwszą rozkoszą, kiedy zostanie zamknięte me świadectwo – moc mojej wyobraźni, co za ogrodami raju zawsze tęskniła, siła mojej imaginacji, która za marzeń pocałunkami zawsze goniła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz