Czasy ostateczne w cybernetycznym czynie dziecka się spełniają
Jaką drogę do boskiej, wiernej temu niezmierzonemu w ludzkich miarach dobru odnaleźć, by radość świętego gaju pozostała niezmącona?
Ofiara z przezroczystej krwi dziecka składana na buchającym żarem okrucieństwa żertwienniku współczesnego świata
Dziecka kruchego i wonnościami ciała pachnącego nie uratuje żaden politeistyczny hymn, żadna dharmy oda, lamentacja króla Dawida
Dziecka wrażliwego, jego umysłu szarymi obyczajami niestępionego nie wybawi "Ojcze nasz", nie wyciągnie z dołu jęczących "Amida" i "Szema Israel"
I gdzie mają uciekać oczy moje sterroryzowane, i w kim pokładać nadzieję ma mój jałowy wzrok, pusty i jałowy od pasożytniczych myśli mechanicznego dziecka, od gorszących czynów elektronicznego, krwawego kaznodziei, od obłudnych grymasów zdewaluowanej wrażliwości?
Modlitwo, czy twoje rytmiczne transowe słowa nie rozłożą we mnie adonisowych ciał człowieczeństwa?
Obiato, czy obronisz we mnie bunt, co wściekle we mnie kipi jak wrzącej wody nieśmiertelna kara, a ku świata nizinom i wyżynom wypływa jak chłodna i czysta rzeka?
Jakaż w dziecku dorasta idolatria, by z pyłu formować złoto i by z kamienia rzeźbić drewno poddane wichrom gniewu!
Modlitwo, jakiekolwiek masz oblicze, jakiekolwiek jest twego imienia zawołanie, wyciągnij mnie z grobu, w którego ziemnych ścianach słychać tylko płacz żalu i niespełnienia!
Żertwo, jakiekolwiek masz dobrej myśli intencje, jakkolwiek zatruty płyn w napój Asklepiosa zamieniasz, widok cierpienia we mnie zburz, nie pozostawaj obojętna na Pearl Harbor!
Lecz ile jeszcze przetrwa mój duch zacieśniających się pętli cierni, a on uśmiechać się wciąż będzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz