Ojcze wszystkiego, co każda osnowa twego ducha natchnieniem napełni oddechy świata
Matko wszystkiego, co karmisz swym mlekiem głodne ciebie dusze, dla których przyziemność to wieczne więzienie
Czy w głębie miłosnej euforii spadam z pożądaniem, mijając mury z wizjami Jonatana i Dawida, czyż w nich melodią swą intonują, eros, czyż w nich odległe śpiewy philo słychać, jak militarny chór ku wojennemu wyzwaniu prowadzi?
Czy gejzer miłości wzlatuje ku górze, śnieżnobiałe chmury dziurawiąc, czy przez te otwory płyną ku przyziemności świetliste lampiony, które powiedzą o zwycięskiej bitwie eros lub philo?
Refleksje jak ciemne chmury tłoczą się nade mną, by obalić na mym ciele zbroję marazmu, czemuż on tyranię bierności we mnie zapoczątkował, a ona jak oset dojrzała?
Hiacynt, brat Pański, iluzja i celebracja brazylijskiego karnawału, co wyrokiem śmierci się okazał - oto trzęsienie ziemi przyniesione
By wartości z ołowiu stały się szafirem
Bym dopuścił do głosu świadomość swej miłości
Bym w ogrodzie rozkoszy wzniósł klasztor zakonu, w którym wszystko ma swój czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz