Wierze, mieczu obosieczny
Wierze, maczeto, co ścinasz trzcinę cukrową i zaprzańców głowy dekapitujesz
W tobie tli się modlitwa świetlistego serca, w tobie dojrzewa hymn nienawiści i panegiryk gorącego gniewu
Twoje ciało rozczłonkowane na tysiące cząstek religijnych despotów, twój umysł jak święty krąg otacza lamentacja i psalm ufności
Wiaro, urodę masz zjawiskową i urodą masz śmiercionośną, do której strach się dobija
Naród wybrany okręgami płynie, śpiewa z zapałem "Hallel", w którym prawica Pańska podniesiona, która pozwala upaść, a życie dalej uprawiać jak pszenicę
Mekkańczycy i medyńczycy głosami wojny, zrodzonego z buntowniczego krzyku Allaha, który tron z szafiru i srebra buduje w Syrii, Afganistanie i Czeczenii, naszidy wzbudzają, by pożarły moc demonstrującą niemoc
Jezusowe dzieci kolorowe na planszy społeczeństw, wielu tam hipisów kroczy po placu św. Piotra, a i znaki narodowych przymierzy wołają tam, by królowa tradycja na swoją pulsującą skroń włożyła krzyżacką koronę, cóż na linii przyszłości narodzi się w tym wybuchającym spokojem kotle bałkańskim?
Wierze, mieczu obosieczny, szablo sarmacka i magnacka
Ty się uśmiechasz, a grają w tobie tony smutku
Ty się smucisz, choć smutkiem na sobie nadzieję malujesz
Nie wiem, czy w tobie zapisana prawda, nie wiem, czy artystyczną muzą jesteś, iluzją, co spali się w ognisku wiedzy i logiki
Przy tobie trwam jak Synaj przy Izraelu, Ararat przy Armenii, pocałuj mnie, a zasypia we mnie wrażenie, twoje objawienie, pocałuj mnie drugi raz, a obudzi się we mnie religijna pasja, duchowa z cielesną złączona abstrakcja
I jak mam cię znienawidzić, i jak mam cię kochać?
To prawdziwa miłość, jak ludzka o sobie opowiadająca - jesteśmy razem, mimo narzucających się na sobie wad, jesteśmy razem, bo płacz rozczarowań tylko przyziemny do siebie dopuszczamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz