W chmurze narkotyków mój duch chce się rozpłynąć
Poczuć to złudne migotanie somy, słodki puls parzącego alkoholu, wiodący ku lotowi nad przepaścią nieruchomej zwyczajności
Lecz ta mgła z Nounas jak szafirowa maska przykrywa więzienie, w których celach ściany jak wschodnimi ornamentami są przystrojone rozkładającą się śmiercią
Perfumy, w które ubrałem moją skórę, wysyłają wiadomości pokrzepiające, bez znaczonych krwią drwiących i zabójczych cieni
A to przecież błaganie jak z izraelickiej pustyni, że ciało me kształt jak woda ma, że dusza nie może pochwycić lampionów nadziei, które jak Sycylia Morzu Śródziemnemu i Bosfor Stambułowi słońcu zniewalającej wolności towarzyszą
Samotność w wiwatującym tłumie, filozof w ludycznych miriadach - oto moi wierni przyjaciele, prorocy Dekalogu i maksym delfickich, których mowy wypowiedziane są w nieznanym języku gdzieś z orbit Diuny, Rhodii i Trantoru
Odzyskaj na ziemi i w niebie swoją wiarę, moje ulotne szczęście, bo lasy z tobą jaśniejsze i burzowe chmury z ciemności pożogi rodzą światłości waleczne systemy gwiezdne
A moje ulotne szczęście znów wyruszy w ptasią, podniebną podróż w nieznane, znów niespełnionym marzeniem stanie się ta Republika Weimarska bez Hitlera, w oparach nieba budujące kontaktujące się ze zmysłami piekło wymiernych zmian
Szczęście, spontaniczny, radosny taniec we mnie wzbudzisz, gdy jako mdła zwykłość przybędziesz jakby wiosna łamiąca berło zimy
A pozostajesz tęczą, która kusi obfitością złota, a tylko gnębisz kamieniem syzyfowym, wesołą wstęgą, co nie ma w sobie znamion rzeczywistości
Śmierci, oby twoja dusza tylko oglądała biernie moją duszę, żeby twoja dusza nie uciskała kwiatów mojego ulotnego szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz