Czemu, słońce obejmujące toń Morza Karaibskiego, przegonić chcesz tęczę, która rodzi się po twoim pocałunku z deszczem?
Wszak, Afganistanie, w swoich piaskach płomiennie roznieconych jak pieśń nienawiści skryłeś głos różnorodności, i dżihad go rozkruszył Koranem i hadisami, on twoją propagandą prawdy, lwem rozszarpującym wszeteczne bałwochwalstwo i orłem, co strzeże bramy do wiecznie zielonego raju
Papuo-Nowa Gwineo, jasne twe trawy odpocznienia pokarm na sobie rozkładają, Marzanna bezkształtnym obcokrajowcem z Tajmyru, przylądka Horn i Svalbardu, a ty pyłem strachu przesłaniasz swoją wyspę, ciemność krwiożerczą królową, wokół ogłuszający ostrzał artyleryjski faszystowskich bojowników
Ja nie kaznodzieja, misjonarz światłości i prorok olśniewającej prawdy
Lecz obudźcie w sobie, kraje, lepszy świat, rozpromieniony, uduchowiony kwiat, w którym stare reguły rozpadną się pod blaskiem przyszłości, i zapomną te ziemie przystrojone w złoto i błękit o rajskich średnich wiekach, dystopii czarnej radości
Lecz Wyspy Szczęśliwe swym firmamentem tam nie zagoszczą, a może ty, hebrajski Mesjaszu, z podziemi ku powierzchni wzniesiesz marmurowe pałace, które dwulicowy, jadowity elitaryzm zgniotą, przybędzie z otchłani idei zasłużony egalitaryzm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz