Erynie krążą nad martwą równiną, siarczysty wiatr znad chmur Gór Skandynawskich zamyka się we mnie
Krzyk niemowląt dobija się do mych drzwi, a on wnet rozbiega się po martwej równinie
Kilka mil w cztery strony świata, ja pośrodku, w bigami z Chorobą i Smutkiem, one jak rolnicy uprawiają samopożerające się błogie kwiaty w bezczynności
Heliosie, gdzie jesteś, przykryty zimnymi chmurami, które napędzają wichry potworności?
Pielęgnuję ciebie, błogi kwiecie w bezczynności, twój śpiew wzlatuje w dźwięki symfonii Tartaru, która drga we mnie
Trzaski jej piszczą, szumy jej to tenor i sopran, jakby industrialna muzyka hal, których kolory nie są jednością
To przypomnienie marności nad marnościami i wszystkiej marności, słów śmiesznowzniosłych wspomnienie
Erynie, może wasz wrzask jest daleki i nieważny, może martwa równina to zwariowany sen, z którego obudzi mnie jutrzenka triumfu Ateny
Lecz jawnosen nadal zwycięża, a ja uciekam przed Eryniami
Kiedyś i tak otworzą się usta śmierci, a zamkną moje oczy
Wyrok podobny do wielu, a jednak unikalny - jego słowa tylko jeden mogą mieć ton...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz