Choćbym szedł przez wiwatujące ulice, przystrojone śmiałym błyskiem sztandarów łupów miłości
Nigdy przed mymi oczyma nie skończy się górska i wąska droga samotności, gdyby nawet z nienawiści najeźdźcom mej duszy nogi stałe się chrome, a serca jak rak zżarłby arszenik rozgoryczenia
Skoro przede mną po wszystkie widnokręgi ciągnie się w tych Andach pustelniczych puna esseńska i paramo kamedulskie, to próżno mi się wzbraniać przed tym niepojętym monastycyzmem światopoglądu
I jak w skicie z Odrynek wkoło bagna w kolorach zgnębienia i konsumpcjonizmu wyniszczenia, rozlewiska mieniące się tonią tragikomicznej urody jak pomiędzy Emryn Muil i Ered Lithui
Niech zatem eros zamieszka koło Delta Persei, a agape na solarnych planetoidach, bo tam sięga z Ziemi sygnał astronomiczny, który w prawdziwe jak ateńskie posągi świątynne oblecze odpowiedź z tamtej, martwej strony życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz