Znoju puste odkrywki pozostawiam za sobą jak nostalgiczne dni młodości
Za którymi bóstwa tęsknoty wciąż gonią bez zimnego, acz sprawiedliwego biczu racjonalizmu
Oto świat, w którym poezja to Samotna Góra, czyż spojrzą na nią niziny Amanu i Śródziemia?
Znoju puste odkrywki wędrują, błądzą jak z leśnych ostępów bard po pustyni
Co w tej kopalni wydobędę - węgiel brunatny, rudę złota, cynk i ołów zaklęty w trujący minerał, czysty piasek, który i on niesie bez grzechu pożytek, ale artystycznego stylu w sobie nie ma?
Ku błękitnemu pejzażowi nieba spoglądam bez krzepy uczuć, co on ziemi trudnej w uprawie objawi?
Ucieczka w podróżowanie mym niespokojnym marzeniem, lecz żadnej urokliwej przystani nie odnajdę
Bo ty, odwieczny boże, ciężki oddech egzystencjalnego trudu umysłu we mnie tchnąłeś
Tak jak ty, na swym płótnie namalowałeś błękitów i zieleni odcienie życia
Co w tej kopalni z twardych, krasnoludzkich ramion wydobędę - futuryzm, romantyzm, sentymentalizm, a może pozytywizm?
Ty, odwieczny boże, wyznaczasz szlaki dla jednych w Beskid Żywiecki, dla innych w Tatry
Oto świat, w którym żadna noc ani mgła nie nikną od krzyku światła dziennego
Czy mam pozwolić wojownikom marazmu zdobyć to w Andach położone Macchu Picchu, by wzmocnić pijackie przyśpiewki przemijania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz