poniedziałek, 27 stycznia 2025

"Audioserial II"

 Obraz sowicie wyceniony, skarbiec wnet go zrzuci ze skały istnienia 

Dźwięk wdzięczy się przeciętnej ekonomice, z jego potomstwa rozsianego po niebie i ziemi zrodzimy przyjemne wspomnienia 

Bo artystyczny cud świata jak cytrę i harfę usłyszysz, a nie zobaczysz, oko się rozświetli, a nie zgaśnie i przeminie 

Zaspokojona dusza tworzenia z lubością zatopi się w tym audiosoku i imaginacji winie

Więc tą niebiańską mannę elektryczną spożyjmy i jako bezcenną ją postrzegajmy

Ona jak dziedzina sztuki, ona jak dziedziniec doznań, ona nie jak jałowości i szarości Megajry.

"Audioserial"

 Słuchając ciebie, artystyczny dźwięku, budzą się te urokliwe objawy synestezji 

Słuchając ciebie, efekcie akustyczny, jak te święte księgi z arabskiego i izraelskiego łona objawia mi się w sukni złotej inspiracja i alternatywy popsztuki się materializują

Wiele lat krążycie w tym nieuchwytnym eterze radiowym, słodki napoju dla ucha i wyborna strawo dla poplątanego i utrudzonego umysłu 

Dziś w sieciomorzu zbudowałeś kolonie, teatrze wyobraźni, i tam z tobą trwam, skąpany w tym nieopisanym, literackim słońcu 

Słuchowisku, nie odchodź w śniegi przeszłości, bo choć ty jak jasnosłyszenie, z ciebie wypływają w sercach i umysłach filmowe kadry i radości wyściełasz miękką łąkę rajską.

"Twoi czciciele"

 Wiele wieków pod twą promieniejąca chwałą egidą szlaki świata przemierzyli twoi czciciele, Boże 

Skłóceni w sporach, wyznaniach, doktrynach i ideologiach trwają jak niklowany pomnik

Choć górskie potoki rozumu zasilają tą rwącą i rozkoszną rzekę wiary, tam w górach pozwalają wytrwać i próby czasu wytrzymywać 

Żebyśmy ciebie w niebiosach i na niwach ducha oglądali, o Boże, oni nie muszą schodzić do doliny gehenny i na wzgórza pokoju i miłości kroczyć w obłokach teistycznych idei

Bo ten, z którego dłoni wypłynie woda pokoju dla świata, przyjdzie, gdy zalśni wieczne słońce, do zamierzchłych kronik odsuwając te wszystkie niespokojne noce

Światu na wszystkich szerokościach i długościach skaliste ramy egzystencji wyznaczyłeś, niech ich nie wywrócą huraganfasze i nie zatopią autorydeszcze krwawej myśli 

Lecz nasza prawda niech nie wychodzi poza ten religijny święty gaj, gdyż dla naszej wiary są mieszkania, a nie metropolie.

"Barokowe sklepienia konstelacji"

 Nie dotknę w nadświetlnej tych dalekich gwiazd, które nadziei światło zmieszane z lękiem obdarowują ich sługi

Fizyczne wzory świetlnego rajdu nie zostawią w tyle, czyż ty, tysiącoobliczu, pozostawisz nas, na naszych międzyplanetarnych autostradach, na orbicie ludzkości macierzy?

Kolejne wieki techniczną krucjatę rozszerzą(niech świętego słowa pokoju i wstrzymania bojowych maszyn szaleństwa usłuchają z trwogą i wzbudzeniem prawych serc), niech one moją duszę napoją zwycięstwem odwagi i cywilizacji, by fantastyczne wizje swoich potomków dla nas zrodziły i stały się nam panującą dynastią

Bo może tysiącooblicze rzuciło nam do działania szanse lotu w wielkie, tajemne krainy, wyjdziemy poza orbitę ludzkości macierzy.

niedziela, 26 stycznia 2025

"W dolnośląskim pałacu oporu"

 Byłeś, pałacu, za którym parkiem sudeckie pasma jak kręte drogi się wiją i prężą, oporem bez ludu, twój dziejopisarze taką myśl ukuł dla potomności 

W twych komnatach ideologiczny sens przyszłości był wznoszony, doskonalony jak knucie intrygi, lecz kamienne bastiony zawsze są przewracane ognistymi i nienawistnymi powodziami 

A jednak suchy ląd triumfu u twych szykownych schodów zawitał z łagodnym uśmiechem pokonania kataklizmów, choć ten wojenny spektakl ostatni akt w innym, odległym teatrze się rozegrał 

Aktorska trupa sprzymierzonych znienacka przedstawienie zakończyła, echo epilogu w niebiosach naszego kontynentu do dziś pokutuje 

Bo ty, dolnośląski pałacu, i wy, białe róże, i ty, froncie krwi robotniczych dzielnic i uciskanych wiosek, byliście oporem bez ludu, bezsilną gromadą prawdy, z której soki wybawienia sprzymierzeni wycisnęli, a nie wy

I niech za tą rzeką międzyplemienną jak dąb wzrasta lud w oporze, a nie opór bez ludu

Bowiem historia mocniej uderzy w nas lancą trzeźwego umysłu.

"Dumne uniżenie"

 Na horyzoncie błyskawice młodości rozświetliły rozszalałe niebo dojrzałości 

Zniknęło na ulicach miast w kolorowej szarości poczucie pięknego zdrowia i niepowtarzalnego smaku życia 

Na mym torsie wypalone znamię zagubienia w labiryncie istnienia i słońce wysuszyło bujne trawy radości 

Jak ta indonezyjska małpa mówiła: "słońce kiedyś jaśniej świeciło, trawa zieleńsza była", nie ujrzałem tu nigdzie oświeconej drogi utorowania i ubicia

W stalowej samotności do życiorysu wbijam ten bezduszny, industrialny huk nicości 

A przecież chciałbym w lochach przeszłości pozostawić ten manifest melancholii i z duszy piekielne wycia 

Lecz zbawienie za miliardami lat świetlnych czeka i życiu po życiu w dzierżawę urokliwe daje włości 

I promieniami nieustającej rozkoszy, a nie hańbą klęsk wzrosną nasze lica.

"Jesienne słońce nad Zalewem Sulejowskim"

 Cóż za urocza jedność - ta woda i słońce, ten chłód i żar wszędzie tam pozwalają się rozgościć posłańcom jesieni 

Te ogniki w tafli wody błyszczące, jak boskie dzieło obwieszczające 

Nie ma tak nieskończonego, morskiego widnokręgu, lecz i bez tego to cud przyrody pyszniący się jak kamień szlachetny 

Wkoło gwardia - zielone drzewa i trawa im bliźniacza, w słońcu skąpane, ujrzę taki widok gdzieś w krajobrazie, lecz uczucie innym wrażeniem wypielęgnowane będzie

Trwaj, Zalewie Sulejowski, po nieodgadniony twój kraniec, w takim stanie - syntezie słońca i jesieni, zalewaj mnie swym rozkosznym chłodem 

To przeszło po trajektorii mych myśli na moście między Smardzewicami a Nagórzycami.

"Mój wódz papocezaryzm II"

Duszę nocnym gwiazdom powierzam, w nich ten prymat wiary jak w kamieniu wykuty 

Choć ona kroczy po lądzie rozumu, to ta grawitacja chłodu ducha zatrzymuje irracjonalny, szalony pożar natchnienia 

Jak na Synaju chcę w mglistych obłokach ujrzeć twarz Boga, lecz tylko artystycznym rynsztunkiem go opiszę i mój papocezaryzm jak słońce wzejdzie i zajdzie 

W końcu kosmos te ciemne i jasne pory planet gdzieś skrycie w dziejach ukształtował, żeby mój papocezaryzm był demokracją, a nie dyktaturą 

I wysłuchał zimnego słowa, i się nacieszył tym najzieleńszym ogrodem, wiedząc, że blizny i skazy mej idei są moim ideałem.

piątek, 24 stycznia 2025

"Inwazja"

 Przybyliście w '43 na te Morza Śródziemnego enklawy lądu

Ku północy ognisty marsz, ramię w ramię z gromkim hukiem armat

Jak z nieba zeszła tam łaska naszych europejskich wartości, nią tubylcy olśnieni, a najeźdźcy z południa uradowani, olśnienie i radość ta mury kosmosu rozbiła

Dekady jak rzeczne wody do jezior i mórz spłynęły, niosąc sztandary naszych europejskich wartości, a one w dno wbijały wynurzające się płomienie wszechpaństwa

Dziś budzi się jego lew, demonstruje ryk nienawiści, z kłów lwa jakby krew bohaterów z '43 spływa, jej ostrzeżenie jak krzyk rozpaczy słyszę

Czy w następnym '43 tren niczym od Kochanowskiego nad włoskim niebem zawiśnie i jego deszczowe łzy skropią rozgrzaną ziemię, przypominając o połamaniu naszych europejskich wartości?

W tobie, nadziejo, matko przetrwania i światła cywilizacji, los Europy oczekuje, swoim matczynym pocałunkiem pociesz go, by wybawiciel nie przybył na te Morza Śródziemnego enklawy lądu

Bo krew niewinnych znów stanie się udziałem wojownika.

"Skrytobójstwo naszych niepodległości"

 Elektryczne powietrze polityki moją duszę ćwiartuje i w kanibalistycznej uczcie pożerają ognie wojny domowej 

Widzę drogę do pokoju, a to ślepa uliczka, widzę posągi opierające się sztormom nienawiści, a one jak papierowe figurki 

W przyszłości widzę rozszczepienie umysłu, lecz to nie schizofrenia, a dwóch obronnych najeźdźców walczy o tron, być może sprzymierzony z ołtarzem 

Spójrzcie na taniec rześkiego powietrza i je zamknijcie w duszach swoich, ludy człowieczeństwa i zwierzęcego instynktu 

Wtedy ciepła aura życzliwego uśmiechu w najgorszy czas pożogi i wściekłości zbawienie zaniesie nam jak źródło wodę dla strumieni.

"Nocne niebo i los międzygwiezdnego podróżnika w literackiej wizji zaklęty"

 Moją niespokojną duszę w taneczne wiry melancholii wpędzasz, nocne niebo 

W tych gwiazdach, kiedyś religijnych i mitologicznych, dziś astrofizycznych, cząstki mojego odległych gwiazd ego zanurzone w ciemności morskiej i głębokiej 

Choć wyobraźni liniowiec gna jako kolonizator do mieszkań lata świetlne stąd, on tylko obrazem nieba i wierszem Asgardu, a nie Wisłą i Zatoką Pucką, w których me stopy będą brodzić i twarz jak w słońcu zatopię

Kiedy zasnę bez tkliwości w mieście umarłych, obudźcie mnie, odysejo kosmiczna i Wielki Obłoku Magellana, który ujrzysz entuzjazm odważnych odkrywców nowych światów, abym serce i rozum ucieszył radosnym widokiem sióstr i braci Ziemi

Bo kroczyć ze śmiałością na nieznane lądy i wody to jedenaste przykazanie, bo nasza ojcowizna zna granice, a my pychę i chciwość znamy

A dla tych dwóch zdrajców światłości dławiącego mroku będzie już za wiele i nas pożre jak drapieżnik ofiarę 

I ocali nas tylko gotowa na zasiedlenie przestrzeń 

Lecz niech to proroctwo tylko epiką, liryką i dramatem pozostanie, bo burze wojny nikną, gdy słońce pokoju prawdą, wiarą i empatią je przegania.