niedziela, 25 stycznia 2015

"Pocałunek trupa"

Gdy przybędę na ostatni ląd


Z całożyciowej wycieczki dookoła świata


Nic nie odnajdziesz w moim podróżniczym plecaku


Miłość upokorzona będzie zamknięta w moim lochu dłużej niż wieczność


Przepaść idzie do mnie, ja spoglądam w jej oczy niby mroźne piekło


I nic tam jest


Do widzenia, świecie plugastwem zszataniony


Przepaść idzie do mnie, a ja zaprzyjaźniam się z nią.

niedziela, 18 stycznia 2015

"Opowieść o rozbracie"

Dla "Figueras" Fast Distance'a


Serce królujące demonicznie


Na huragan rzuca chwałę mocy miłości


Teraźniejszość wzięła rozbrat ze szczęściem przeszłości


A pokrzywa nostalgii i forsycja zdjęć minionych dni to przyszłość


Taki jest właśnie koniec żywota duszy.

sobota, 10 stycznia 2015

"Czy warto było wracać z gwiazd"

Dziś w nocy nie mogłem zasnąć. Cały czas moje myśli wirowały. A to dlatego, że czytam obecnie jedną najsłynniejszych powieści Stanisława Lema zatytułowaną "Powrót z gwiazd". Przeczytałem na razie pierwszy rozdział, i jestem aktualnie w środku drugiego(powieść tą już czytałem w 2008 lub 2009 roku), ale już mi się nasuwają refleksje. Akcja powieści dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości, w tej przyszłości są już możliwe podróże międzygwiezdne, a nowoczesność i blichtr technologii wręcz wylewają się w hektolitrach na powierzchnię Ludzie już ze sobą nie wojują, nie kłócą się, nie zabijają i nie intrygują - czemu? Bo zostali poddani betryzacji, zabiegowi, który uniemożliwia w efekcie wyzwalanie się zła z ludzkich serc i umysłów poprzez odpowiednie reakcje na myśli. Niestety, mimo, że w powieści Lema człowiek może podróźować ku gwiazdom(bo właśnie z gwiazd wraca główny bohater powieści, Hal Bregg), to ludziom nawet się nie śni, żeby polecieć znów statkiem ku gwiazdom jak Ikar w stronę słońca, bo to zbyt duże ryzyko - w końcu jak mają się odbywać międzygwiezdne wojaże, niech angażowane do nich będą roboty, w końcu zostały one do tego stworzone i nikt z ludzi nie ucierpi, kiedy one będą ginąć w kosmicznej pustce.  Do dziś opinie na temat tego, czy "Powrót z gwiazd" jest utopijny czy antyutopijny są o dziwo podzielone, ponoć nawet sam Lem miał wątpliwości co do charakteru przyszłej, zbetryzowanej Ziemi. Wedle mojego wybitnie subiektywnego zdania, "Powrót z gwiazd" jest dziełem smutnym i napawającym lękiem. Co z tego, że jest spokój, bezpieczeństwo, sielanka(z pewnością pozorna), jak człowiek utracił przez wyidealizowane koncepcje przodków zdolność i chęć do walki oraz pragnienie odkrywania nowych rzeczy, a rodzaj ludzki żyje tak naprawdę w nudnym świecie iluzji wykreowanym przez betryzację, tak jak w złudzeniu żył Guy Montag z "451 stopni Fahrenheita" Ray'a Bradbury'ego, bohaterowie "Nowego, wspaniałego świata" Aldous'a Huxley'a czy Delta-90 z "My" Jewgienija Zamiatina. Wiele już przeczytałem powieści sci-fi, i wiele z nich prezentuje przygnębiającą przyszłość, jak jeszcze np. "Milion nowych dni" Bob'a Shaw'a, ukazujący świat końca XXII wieku, gdzie ludzkość stała się nieśmiertelna dzięki substancjom zwanymi biostatami, a tego, kto chce się kiedyś spotkać ze śmiercią i odejść w zaświaty, należy uszczęśliwić poprzez podawanie biostatów, choćby na siłę, a nuż przejrzy na oczy i dostrzeże wspaniałe zalety nieśmiertelności. Tak jak napisałem, jestem dopiero w II rozdziale i całkiem możliwe, że "Powrót z gwiazd" jeszcze zmusi mnie do przemyśleń, ale niekoniecznie już nocnych.

środa, 7 stycznia 2015

czwartek, 1 stycznia 2015

"Pragnienie odpowiedzi"

Dziś, słuchając takich utworów jak "Long way home" ATB, "You may love" nagrany przez Simon'a O'Shine'a wespół z Eskovą czy inne utwory z repertuaru polskiego twórcy trance jak "Tears of memories" czy remiksu dzieła Sergey'a Nevone'a pt. "Nature" , stawiam przed sobą pytania; te pytania są oznaką zgorzknienia, rozczarowania, wszechowładniającego poczucia pustki i zagubienia. Te pytania to: "czy znajdę tą jedną, jedyną miłość?" , "gdzie zmierzam?" , "czy śmierć to kontynuacja nihilizmu czy wybawienie z doczesnych, ziemskich trosk?" , "czy rozumię świat i czy jestem rozumiany przez niego?" ,  "czy to, co stworzyłem, ma sens?" , "czy wrażliwość to przekleństwo?". Zdaje się czasem, że na te pytania nie ma odpowiedzi - nie ma ich we mnie, nie ma ich w innych, nie ma ich w Buddzie, Bogu czy innej superistocie mającej moc tworzenia. I kiedy nachodzi mnie myśl, że nie ma odpowiedzi, tym bardziej się zastanawiam nad nimi, tak jakby pragnienie odpowiedzi na te pytania napędzało mój umysł. Wiadomo, egzystencja nie jest koniecznie łatwa, codziennie walczymy o przetrwanie w ten czy inny sposób. Tylko czy przetrwanie oferuje nam jakąkolwiek nagrodę, co jest celem przeżycia na tym świecie? Napisałem w "Nowych kolorach" , w moim najnowszym wierszu tak: "moi przyjaciele nie zaglądają w dusze[...]". Jeden z moich przyjaciół powiedział, że zaglądając do duszy, można się przerazić. Czy zatem to, co rozdziera nasze dusze, te egzystencjalne pytania, które sobie zadajemy, są niczym z najstraszniejszego horroru? Wydaje się, że panicznie się tego boimy. A prowadząc refleksję nad nimi, ten paniczny strach tylko wzmagamy. Ale niezmiernie jest trudno się pozbyć otoczki pytań o ogólnie rozumiany sens naszych czynów i myśli. Czy pora umierać, jak napisał Tomasz Beksiński w swym ostatnim felietonie "Fin de siecle" czy może pora na nowe życie, tylko ciekaw jestem, na jakie życie...