piątek, 21 października 2022

"Religia(obiecana rozkosz II)"

 Wierze, mieczu obosieczny

Wierze, maczeto, co ścinasz trzcinę cukrową i zaprzańców głowy dekapitujesz

W tobie tli się modlitwa świetlistego serca, w tobie dojrzewa hymn nienawiści i panegiryk gorącego gniewu

Twoje ciało rozczłonkowane na tysiące cząstek religijnych despotów, twój umysł jak święty krąg otacza lamentacja i psalm ufności

Wiaro, urodę masz zjawiskową i urodą masz śmiercionośną, do której strach się dobija

Naród wybrany okręgami płynie, śpiewa z zapałem "Hallel", w którym prawica Pańska podniesiona, która pozwala upaść, a życie dalej uprawiać jak pszenicę

Mekkańczycy i medyńczycy głosami wojny, zrodzonego z buntowniczego krzyku Allaha, który tron z szafiru i srebra buduje w Syrii, Afganistanie i Czeczenii, naszidy wzbudzają, by pożarły moc demonstrującą niemoc

Jezusowe dzieci kolorowe na planszy społeczeństw, wielu tam hipisów kroczy po placu św. Piotra, a i znaki narodowych przymierzy wołają tam, by królowa tradycja na swoją pulsującą skroń włożyła krzyżacką koronę, cóż na linii przyszłości narodzi się w tym wybuchającym spokojem kotle bałkańskim?

Wierze, mieczu obosieczny, szablo sarmacka i magnacka

Ty się uśmiechasz,  a grają w tobie tony smutku

Ty się smucisz, choć smutkiem na sobie nadzieję malujesz

Nie wiem, czy w tobie zapisana prawda, nie wiem, czy artystyczną muzą jesteś, iluzją, co spali się w ognisku wiedzy i logiki

Przy tobie trwam jak Synaj przy Izraelu, Ararat przy Armenii, pocałuj mnie, a zasypia we mnie wrażenie, twoje objawienie, pocałuj mnie drugi raz, a obudzi się we mnie religijna pasja, duchowa z cielesną złączona abstrakcja

I jak mam cię znienawidzić, i jak mam cię kochać?

To prawdziwa miłość, jak ludzka o sobie opowiadająca - jesteśmy razem, mimo narzucających się na sobie wad, jesteśmy razem, bo płacz rozczarowań tylko przyziemny do siebie dopuszczamy.

"Wojenna proza życia II"

 Słyszę ten krzyk, co rozdarł transcendentne niebiosa, co grzmi rozpaczliwie pod hukiem amunicji kasetowej w Mikołajowie

Budzi się we mnie ten koszmar, przybyły z rąk Erynii, co eksploduje jak rakieta w Winnicy i Czasiw Jarze

To szaleństwo dojrzewa we mnie, nie mogę jego ognistych strumieni powstrzymać swą tarczą buntu, cóż we mnie zostanie z wyschniętych jezior pokoju?

Jak łania pragnie wody z duchowości wartkiej rzeki, tak pragnę rozkoszy tej istoty, co jedną twarz może mieć jak Jezus Chrystus i cztery lica jak Świętowit, a i która ucieka spod artystycznej ręki wizualizacji 

Kiedy barwy staną się przyjazne dla mórz starożytnej ziemi, kiedy one łagodnie się uśmiechną w ich toni?

Moja ręka wyciągnięta ku płonącemu lasowi, chcę z tej brutalnej otchłani wydobyć jego mieszkańców, by nowy Rhovanion zbudowali

Lecz tylko pieśń pokoju zagraną na gitarze rzucę ku lesistym przestrzeniom, aby ogień zmarł i narodziła się woda

Lecz tylko pieśń nienawiści zagraną na bębnach wyrwę jak chory krzew, aby lekarz dusz otoczył go kojącą, ciepłą maścią i napoił naparem rozpływającym się w spokoju jak melisa

A akordy weselne zagrają parlamenty tego świata, partie i stronnictwa służące temu światu, a nie ja, poeta zmarniałodobry, który przyjaźni się z sercem, a nie rozumem

Sztuka dla sztuki - ja

Sztuka agitacyjna, artystyczna kreatywność polityczna, dokumenty i traktaty, co prostymi, prozatorskimi słowami piszą poezję dla miodoczasu - oni

Krzyk niezgody, boże słowo, które dziecko płaczące pośród ruin pocieszy, cedaka i zakat, które w bramy cichego zapomnienia choć na chwilę zaprowadzą drżący od bojaźni ból - wy.