1.
Podążam
szybko spacerowym krokiem w górę ul. Radomskiej. Mijam wzrokiem
pełnym od umysłowego zachwytu modernistyczną kamienicę. Patrzy
swymi oczyma-oknami w stronę d. FSC "Star", co w stanie
agonalnym w ostatnim akcie władczej ręki wykreował, wymodelował i
utwierdził podziały klasy robotniczej. Wpatruję się w wieżowce
ul. Zakładowej, tam w ich stronę ul. Fabryczną krokami duchem
długodystansowca wyściełanymi idę, a niebo błękitne swym
masywnym statkiem płynie ze świetlistym życiem ku południu, ku
Łysogórom. Skręcam w ul. Robotniczą. Te kamienice niemymi oczyma
płyną ku dolinie Kamiennej, jakiż to krajobrazowy melanż
miejskich składników! Rękoma, z próbą wyrafinowania, do walca
zapraszam Saule. Bogini Bałtów! Nie uciekaj w szare chmury przed
ścianą robotniczych kamienic! Wszak ja przed nimi tańczę, a
klimat polarny z tobą tam się staje klimatem śródziemnomorskim.
2.
Przyciągam
do siebie ideał pogody, w którym godziny radości w marny i
osłabiony od światłości pył rozsadza tygodnie boleści na
sekundy, które w pustce mijają i pędzą ku destrukcji 300 000
km/s. Zataczam oczyma mistyczne kręgi, te robotnicze kamienice niby
święty gaj, znak i cud boskości objawiony wrażliwym w tym
świecie. Droga ul. Robotniczej pocięta ranami, które jątrzą
żywioły zsyłanie z nieba, tak, to one są pamiątką, zabytkiem z
prawie zamierzchłych już czasów, który przeminie bez zjaw
romantyzmu, a ta droga jak diamentami i szafirami zostanie wyłożona
ciemnymi, z industrialnym herbem masami z głębin ziemi.
3.
Na
ul. Widok szatami śnieżnobiałymi, akcentując tu i ówdzie te
wyrazy i sylaby, które w geometryczne i nieregularne kształty
oblekły się dusze ulicy. Zmianę XXI-wieczną podskórnie wyczuwam,
razami po karku egzekwuje moją społeczną postawę wobec niej. Moje
ciało zawisło na ziemi, nad doliną Kamiennej, tam pociągi płyną
po torowiskach głośnym szelestem, a ja z tego sen dla Kraftwerka,
FabrikC i Aleksandra Wata układam jak domino, jak kostkę Rubika.
4.
Przekraczam
dział technologiczny, dwa tory, gdzie ku porankowi i ku wieczorowi
płyną te statki na swych hałaśliwych kołach, których nadwozie
garściami jak najprzedniejszymi winogronami karmi się energetyczną
masą. 50, 100, a może 200 metrów, ku nieboskłonowi wystrzelona
jak PKiN nadmorska kotwica, która smakowała i degustowała denne,
rozległe krainy, w których mieszkają ryby i ośmiornice. 50, 100,
a może 200 metrów knajpa nad Pasternikiem. Przydrożny bar? Chyba
nie. Nad dachem oberży płyną dymami i aromatami pieczone mięsiwa,
symbol słonecznego sympozjonu. Siadam z tyłu knajpy, przez miękkie
plexi łagodnie kroczą jeziorne wody. Zielone wody, nad którymi
można odpocząć jak w psalmie 23, a ja ciasto kremowe smakuję,
przez gardło płynie jak ku powierzchni gejzer cytrynowa herbata. To
chwila nieprzemijającej u literatów kontemplacji, buddyjskiej i
hinduskiej medytacji. A obok zwyczajne orszaki aut głośno siebie
manifestują nad mostami nad Pasternikiem i nad Kamienną. jak
okrzykiem bitewnego zwycięstwa oznajmiają materię naszych czasów.
Zielone wody, uspokojenie warczących zmysłów, nad groblą jak ptak
się wzbijam, a wody wysyłają mi energię ukojenia, niech te
niebiańskie fale radiowe nigdy nie zaprzestaną nadawania! Czy to
bezecna idolatria, że jak kapłan chcę złożyć ofiarę tym
chwilom, które podróżują na zewnątrz, a pozostają stałe i
nieruchome wewnątrz mnie? Wszystko zwalnia, choć wszystko tez pędzi
jak statek kosmiczny w nadświetlnej, a błękitne niebo z
wodzem-słońcem kroczy wojskowym marszem i demonstruje swymi
wichrami metaliczne chmury, co pałac wznoszą dla swych żon,
melancholii. Przecież to wszystko kiedyś przeminie! Lecz
wyciągnijmy uzdrowienia dłoń do tego, co w Starachowicach bez
skrzydeł lekkości przemija, co w krajach od Kalifornii po Hokkaido
odchodzi do filmowych i fotograficznych obrazów, co jak monidło
przypomina więzi dawnych rodzin. Widok! Trwaj we mnie, robotniczy
malunku! Pasterniku! Niech gliwickie słońce tańczy bez ustanku ze
świętokrzyskimi, zielonymi wodami! Bo chwila kontemplacji,
literackiego rysunku, to chwila, która protestuje, by się zatrzymać
i jak przyjezdni kibice na obcym stadionie, zaznaczyć swoją
obecność.