czwartek, 29 grudnia 2022

"Myśli Wszystkich Świętych"

 Tak niepokój we mnie zimową aurą się tli - dokąd zabierze ta fala doczesnych żywotów, gdzie zacumuję, i w płytkiej wodzie wykąpię się w cieple wszelkich bogów?

Śpię w ogrodzie, który między krzewami, w jedwabnych alejkach zatrzymał czas lata, ale ja nie jestem z nim zjednoczony, ciosami sztyletu zwątpienia ugodzony

Pełnia tej słodkiej prawdy - obiektywna czy subiektywna?

A ja dusza w niej zatopiona, gdzie tej przystani osnowa, jej kontury na widnokręgu ukazująca, a jednak stal się zatapiająca, pod mętnym oceanem się ukrywająca

Gdzieś jesteś pośród niebios, Jahwe, i z Tanachem kroczysz ku ziemi, by Salomon i Ewa znali przedsmak życia, które po życiu rozkwitnie pełnym życiem, nie dojdzie do mistycznych pałaców dusz zagubionych jęki i wycie

Gdzie czuwasz nad sprawiedliwością, Temido, i mądrość jak pomnik utwierdzasz, Zeusie, i jesteś frontonem wojny obronnej, Ateno

Wzrasta pszenica poprzez ciebie i twe sprężyste ciało, Mokoszy, i sądem jesteś dla przysięgi krótkiej w mowie i długiej w oszustwie, Welesie, i płonie w każdej wierzącej duszy twój święty ogień, Swarożycu

I ta dusza z ciałem się rozstała, czy z miłością wieczną zawarła świetliste przymierze?

Gdzieś ta dusza niepostrzeżenie odeszła, bez kłótni, stukotu, zgrzytów i szumu - czy z rajem się spotkała, czy następnemu życiu list nadała, czy nirwanę zagarnęła, czy jednak nic nie napoczęła, przystrajając kości ziemią?

Wierzyć chcę - świat się nie kończy, tak jak i rozmyślania i ta boska kawana

Wierzyć chcę -  w dobre uczynki, dobrą mowę i dobre myśli, bo ta społeczność wychowa dzieci, które prawdę zaznały, które za rozkoszą i szczęściem już nie będą gnały. 


wtorek, 13 grudnia 2022

"Sanhedryn"

 R., wojenne rzemiosło z ciebie kalekę dożywotniego uczyniło, pełne życia rozbite na swąd spalonych fragmentów C.V.

Przez lesiste góry, po których stokach łagodnie się stacza szczęśliwa melancholia, w której tli się i lśni toń wschodnich wielkich wód, upodliła się i czołgała skamląca godność, ugodzona bagnetami i postrzelona pociskami karabinów

R., daleki twój początek podróży, skąpanej w słońcu wolności, nie poznasz jej daktylowego smaku, kiedy wyjdziesz ku swej uciesze marnej z cienia zniewolenia, twoją ziemią będzie Nod, baśń, nie prawda

Skazane na śmierć twe przekonania, ich ukamienowane ciała pogrzebane na cmentarzu historii, czy zmartwychwstaną i urokiem twych ziomków urzekną, przytulą je do siebie ramiona fanatycznej miłości?

W mordzie sądowym, od bezprawia chorym, do chłodnego podziemia, a jednak ku górze, ku promieniejącym błogosławieństem ciepła niebiosom posłani zabici emisariusze i ambasadorzy Boga, który na rumaku wiary przemierza od Atlantyku po Pacyfik

Twój towarzysz broni, z którym miażdżyłeś twarze, w ekstazie powierzające swe troski i chwil zabawnych rozkosze burzom piaskowym, których wichry dla nich to przedsmak nieśmiertelnego, wiecznie zielonego raju, ukryty przed światem w więziennym labiryncie czarnych serc, śmierci nie spotka w łożu rodzinnego domu, starzec, co jego ciało się rozpada, zaprawione gangreną swych plugawych czynów

A tobie, pośród rozszalałych pierwotnym instynktem zemsty bestii, którym współplemieńcom odebrałeś w twym niewzruszonym mniemaniu życie niewarte życia, gdyż sprofanowali świętość twej ziemi, nóż linczu, Wunderwaffe sprawiedliwości zakreśliło ci koniec życia podciętym gardłem, lecz niewidzialna ręka losu wyzwoliła cię od wściekłego tłumu, anarchii, co nie wybiera ofiar

I żyjesz, nadal daleki twój początek podróży, skąpanej w słońcu wolności

Statua Wolności być może cię powita, lecz będziesz starcem, twoje ciało się rozpadnie, schorowane trądem twych bezwzględnych czynów

I zapomną o tobie pokolenia, te nowe i te przyszłe, parę słów bezpłciowego epitafium twojego przebiegnie może cicho, może trochę głośniej przez gazety i ekrany

I umrzesz, ku haniebnej dla ciebie wieczności do twego imienia pseudonim „Jeszu” dodadzą, bo ogień dobra zgasiłeś zimną krwią, bo jak Sodoma i Gomora sam na siebie ściągnąłeś powolną śmierć, która skremowała już twą chwałę wszelkich miłości.

poniedziałek, 21 listopada 2022

"Wieku, który zamknąłeś drzwi do ogrodów szczęśliwych"

 XX-y wieku, czemuś objawił swą potężną moc, który gorzką megalomanią się okazał, a nie jednością, która ludy świata łączy pod swą świętością?

Nagasaki woła do niebios, by oślepiającą, piekielną światłość zdławić w zarodku, lecz wiatr głucho kroczy po pustych ruinach

Za Hiroszimą biegnie zbrodnia, swój chaos i pożogę jako rządy zaprowadza, lecz Temido, kogo wydasz na pastwę szlachetnego zabójstwa - tego, co utopił we wrzącej krwi miecz samurajski czy tego, co dla przodków-Greków izolacjonizm porzucił?

Niebo Buczy łunę czerwoną, duszami wypełnioną zawłaszcza jak łup, krzyk zastrzelonych wydziera i rzuca, lecz gdzie - o splamioną krwią ziemię, by roztrzaskać młotem ręce sprawiedliwości czy ku przestrzeni kosmicznej, aby Najświętszy Sędzia go usłyszał i spalił ciała zaprzańców, którzy nie poznali ani wiary, ani nomokracji?

Srebrenickie polany, czy pod adriatyckim słońcem piszecie o swych dzieciach patetyczne hymny i drżące lamentacje, aby ten król, co rządził w Jugosławii innymi królami, nie zapomniał, że pożarem wybucha poprzez trujący oddech Erynii wielki obóz koncentracyjny między Belgradem, Zagrzebiem a Sarajewem?

To helleńskie królestwo piekieł swe podwoje przede mną otworzyło, Nędza, Troski, Wojna, Niezgoda i Trwoga w orszaku jakby dionizosowym rozszarpują w rytm pieśni nienawiści ciała dyktatorów, które zakwitły złotem, atłasem i blichtrem, a teraz leżą ogłuszone, do śmierci, nie do życia zbudzone

I wiara we mnie rozkwita, jak polskie drzewa, idące pod rękę z młodą wiosną, że ogień podsycany przez właściwe wyroki nie zagaśnie, gdy podmuch przybędzie, wiatr siarczysty wraz z siarką z krainy, gdzie o słońcu Heliosa powiada się: "A cóż to? A gdzie to jest? My żyjemy pod jesiennym niebem i pod jesiennym niebem umrzemy"

Wielu pisze, wielu mówi: "nadzieja umiera ostatnia", więc  i jej nie spuszczajmy w gorzkim wyroku do lochów, by tam umarła pierwsza, a nie jako ostatnia

XX-y wieku, czemuś objawił swą potężną moc, z których dłoni przyjęliśmy monety - na awersach lśnią życiodajne symbole, na rewersach na pustych polach życia słaniają się na nogach żywe trupy.

"Wspomnienie przyszłości"

 Wznosi się jak jastrząb pod świetlistym, błękitnym dywanem podniebnym ul. Polna w Klwowie, płyną po ziemi paprykowe pola, okryte jak zimowym szalem plastikowym, amelodyjnym tworzywem

Sosnowe lasy jak murem obronnym swą wzniosłą fortecą okalają czarne porzeczki, śliwy, jabłonie, przytulając do swej zielonej ściany bez znaczenia dla roli łąki krzyczące zieloną trawą i błędnymi, gęstymi krzakami 

Moją łzę wypij, Drzewiczko, zasil nią twarde koryto Pilicy, straciłem me słowa radości, biały kościele w Klwowie i świątynio waliska, której strzegą nadpiliczne lasy, które są strażniczym, wojskowym zgromadzeniem dla grobu nieznanego żołnierza AK

Jesienne grzyby pośród deszczowych promieni słońca, które diademem są babiego lata, piszą na runa leśnego igliwiach papierowych epicedia, w nich krzyk żałoby, pokrzepienie nadziei i hymniczna gloria w nostalgicznej symfonii maestoso grają niczym bard na lutni, Chopin na fortepianie, Jean-Michel Jarre na syntezatorze

Pożółkłe liście jak w lustrze przeglądające się w pełnym pocieszenia obliczu słońca poemat jako epitalamium piszą, że szczęśliwym małżeństwem jestem ja i przybytki ziemi zmieszane z dziedzictwem powietrza od Grabowej po Poświętne, od Przysuchy po Nowe Miasto nad Pilicą, że błogosławią nas ptasie śpiewy, których barwę głosu niosą cicho wzmagając się wiatry

Kiedy do ciebie przybędę, z frontu wojny codzienności i ucałuję ciebie, ziemio krucha i gładka, nie wiedzą nawet boscy opiekunowie i sędziowie tego świata, szyfrem nieugiętym, napisanym przez Norny, Parki i Mojry kolejne me miłosne spotkanie z wami, Ulowie, Głuszyno, Brzeski i Borowino

Nie zapomnę o tobie, katolicki cmentarzu w Klwowie i bejt olamie z ul. Słonecznej, co żyjesz już tylko jako kronika, przecież nadal płonie błogo w was ta niedostępna, boża cząstka!

Przyszłości moja nieodgadniona, uczyń ze wspomnienia tego hymn i fraszkę, gawędziarską, rytmiczną opowieść i szwejkowe dzieje, bo tren rozsadzi moje z porcelany serce, bo lamentacja rozgrabi mój i tak skromny dobytek, który z aksamitnym spełnieniem wyścieła mojego życia łoże.

piątek, 21 października 2022

"Religia(obiecana rozkosz II)"

 Wierze, mieczu obosieczny

Wierze, maczeto, co ścinasz trzcinę cukrową i zaprzańców głowy dekapitujesz

W tobie tli się modlitwa świetlistego serca, w tobie dojrzewa hymn nienawiści i panegiryk gorącego gniewu

Twoje ciało rozczłonkowane na tysiące cząstek religijnych despotów, twój umysł jak święty krąg otacza lamentacja i psalm ufności

Wiaro, urodę masz zjawiskową i urodą masz śmiercionośną, do której strach się dobija

Naród wybrany okręgami płynie, śpiewa z zapałem "Hallel", w którym prawica Pańska podniesiona, która pozwala upaść, a życie dalej uprawiać jak pszenicę

Mekkańczycy i medyńczycy głosami wojny, zrodzonego z buntowniczego krzyku Allaha, który tron z szafiru i srebra buduje w Syrii, Afganistanie i Czeczenii, naszidy wzbudzają, by pożarły moc demonstrującą niemoc

Jezusowe dzieci kolorowe na planszy społeczeństw, wielu tam hipisów kroczy po placu św. Piotra, a i znaki narodowych przymierzy wołają tam, by królowa tradycja na swoją pulsującą skroń włożyła krzyżacką koronę, cóż na linii przyszłości narodzi się w tym wybuchającym spokojem kotle bałkańskim?

Wierze, mieczu obosieczny, szablo sarmacka i magnacka

Ty się uśmiechasz,  a grają w tobie tony smutku

Ty się smucisz, choć smutkiem na sobie nadzieję malujesz

Nie wiem, czy w tobie zapisana prawda, nie wiem, czy artystyczną muzą jesteś, iluzją, co spali się w ognisku wiedzy i logiki

Przy tobie trwam jak Synaj przy Izraelu, Ararat przy Armenii, pocałuj mnie, a zasypia we mnie wrażenie, twoje objawienie, pocałuj mnie drugi raz, a obudzi się we mnie religijna pasja, duchowa z cielesną złączona abstrakcja

I jak mam cię znienawidzić, i jak mam cię kochać?

To prawdziwa miłość, jak ludzka o sobie opowiadająca - jesteśmy razem, mimo narzucających się na sobie wad, jesteśmy razem, bo płacz rozczarowań tylko przyziemny do siebie dopuszczamy.

"Wojenna proza życia II"

 Słyszę ten krzyk, co rozdarł transcendentne niebiosa, co grzmi rozpaczliwie pod hukiem amunicji kasetowej w Mikołajowie

Budzi się we mnie ten koszmar, przybyły z rąk Erynii, co eksploduje jak rakieta w Winnicy i Czasiw Jarze

To szaleństwo dojrzewa we mnie, nie mogę jego ognistych strumieni powstrzymać swą tarczą buntu, cóż we mnie zostanie z wyschniętych jezior pokoju?

Jak łania pragnie wody z duchowości wartkiej rzeki, tak pragnę rozkoszy tej istoty, co jedną twarz może mieć jak Jezus Chrystus i cztery lica jak Świętowit, a i która ucieka spod artystycznej ręki wizualizacji 

Kiedy barwy staną się przyjazne dla mórz starożytnej ziemi, kiedy one łagodnie się uśmiechną w ich toni?

Moja ręka wyciągnięta ku płonącemu lasowi, chcę z tej brutalnej otchłani wydobyć jego mieszkańców, by nowy Rhovanion zbudowali

Lecz tylko pieśń pokoju zagraną na gitarze rzucę ku lesistym przestrzeniom, aby ogień zmarł i narodziła się woda

Lecz tylko pieśń nienawiści zagraną na bębnach wyrwę jak chory krzew, aby lekarz dusz otoczył go kojącą, ciepłą maścią i napoił naparem rozpływającym się w spokoju jak melisa

A akordy weselne zagrają parlamenty tego świata, partie i stronnictwa służące temu światu, a nie ja, poeta zmarniałodobry, który przyjaźni się z sercem, a nie rozumem

Sztuka dla sztuki - ja

Sztuka agitacyjna, artystyczna kreatywność polityczna, dokumenty i traktaty, co prostymi, prozatorskimi słowami piszą poezję dla miodoczasu - oni

Krzyk niezgody, boże słowo, które dziecko płaczące pośród ruin pocieszy, cedaka i zakat, które w bramy cichego zapomnienia choć na chwilę zaprowadzą drżący od bojaźni ból - wy.

środa, 29 czerwca 2022

"Po pierwsze Europa"

 Dla "Better Off Dead" Suicide Commando



Zniszczone zikkuraty Twórcy Wszechrzeczy, co na jego ciele jak tatuaże wdzięczy się miłosierdzie, stroi się wojna, na jego muskułach łamią się miecze, i goreje rzeź w Buczy, masakra w Srebrenicy

Spalone te świątynie miłości, słowo słodkie a jak harfa brzmiące, stroniące od blasfemii i cudzołóstwa, a jak płonie ta lawa, dymi ten wulkan, co łagodny jak mleko był, a przebudza się w szale berserka, co litość porzuca!

Czy na pewno wszystko zostało obliczone? Czy na pewno wszystko zostało zaaranżowane? Czy na pewno wszystko ku górze idei wyniesione? Czy na pewno wszystkie gołębie serca pokoju nie zostały złamane?

Pędzi rakieta z wyrzutni wieloprowadnicowej, by spłonęła księga jedynej świętości, by podbić i zamienić błędy, przeinaczenia i narrację mariażu fałszu oraz prawdy

Pędzi kula z karabinu maszynowego, aby niewidoczny cud stał się mistyfikacją, aby skrzydła spragnionej boskiej cząstki duszy obudziły się nad kamienującym tłumem, wzlecą ku hańbie niewiary

Brama Brandenburska spłonie, ucieknie w stos lamentujących kamieni, i powstanie arena roślin oraz kształtnych, nieuosobionych mozaik

Wieża Eiffla z rykiem się obali, zgromadzą się w agonii iskrzące metale, i wzniesiona zostanie arena ołtarzy oraz posągów

Nowe imperium zdepcze żelazną nogą gromady Nieuczłowieczonego, nowe imperium zgniecie kamienną pięścią te domy Jordanu, gospody Kanaanu, Synaju i Fenicji 

Ulice i tak się wykąpią we krwi, staną się akwenem, gdzie bitwy małe i wielkie nawzajem się przeganiają

Śmierć raju - śmierć demokracji

Śmierć pierwszego wieku - śmierć demokracji

Nowy Napoleon z rąk papieża siły koronę odebrał, zdekapitował wolność

I jaki powołany do życia będzie oddział szturmowy?

poniedziałek, 13 czerwca 2022

"Wiek prawdy, tysiąclecie szczęścia"

 Idę skalistą drogą - z niej ku widnokręgowi kroczą mój przyjaciel Narcyz i mój kochanek talent

Biesiadują na wzgórzach osmolonych płomieniem pożądania, w wirze tańca dotykają piekielnego raju

Narcyzie, twa miłość ma perlisty śmiech, strąćże z wieży sądu życia moja kochanka talent

A on odrośnie jak krzak na pogorzelisku, a ty się nim zaopiekujesz, bo słowami wciąż opływa jak wiatr, który szumy spokoju kreuje w odległych lasach

I wtedy zanikniesz, Narcyzie, a z twoich prochów narodzi się w trudzie człowiek, ulepiony z doświadczeń jak Adam przez Boga

Bo słońce jeszcze podtrzymuje niebiosa wiary, i ono umrze, lecz ja umrę spełniony, bo zobaczyłem krzyczącą niedoskonałość, która utraciła starczy smak zgorzknienia.

"Imperializm II"

 Przed imperium gopników poległem po raz drugi

Przed imperium gopników poległem po raz trzeci

Czemuż złoto mądrości i odwagi nazwać muszę zardzewiałym żelazem spływającego krwią tchórzostwa?

Czy artystyczna odwaga to sztylet, który przebija politykę i społeczeństwa, by ujrzały prawdę, ale i wyboiste drogi uliczników zamordystycznie wyrównuje?

O świecie dyskutujący z przemocą, czy jej słowa są lustrem jej urody, jakie masz oblicze, przemocy, co się obwołujesz despotycznie najświętszą matroną?

Czemu twa pustynia pożera łapczywie oazy radosnych bogów, którzy zrywają dla ludzkości figi i daktyle, by piękno chłodziło w długie, gorące dni szum walki, która piszczy i wrzeszczy z bezsilności nad potokami umysłów

Niech szabla z szablą krzyżuje się w klatce Faraday'a, niech krew zmywa krew na ścieżkach piwa, kokainy i grzmiących tatuaży

Lecz niech nie słyszę gwaru bitwy, co jego chaos i moje ogrody zmiażdży w uścisku wodza i jego gwardii

Słodyczy euforii, nie przemijaj, czekam na ciebie na przełomie dnia zwycięstwa i nocy klęski.

"Równokult"

 Czyli poetycka wariacja na temat tego, co by było, gdyby serialowy "Brave New World" potoczyłby się dalej



Soma obrócona w ostrzał artyleryjski dusz, rakiety noży otwarły nową otchłań, która jest stara

Wrócił do Nowego Londynu stary, wyświechtany zabobon - że nieszczęście epsilonowych mas można zastąpić długim, starodawnym szczęściem, co jego miano jak upiór unosi się nad Nowym Londynem - równokult

Orgia-porgia muzeum ciekawych czasów się stała, przywrócona moc Boga, która promiskuityzmem się nie skaża

Seanse czuciofilmów obrazami Boga zasłonięte, propaganda dei jak Statua Wolności krzyczy pewnym siebie wzrokiem, średnie wieki to bramy do nowoczesności

Niewola znów ubrała swe ciemne, bez żadnego blasku szaty, wolność znowu w niezbadany Wszechświat uciekła

Epsilony pełne wściekłości, wrzaskiem pełnym tak goryczy, jak i nadziei, oznajmiają nowy fakt: "Boże, zsyłasz równość, niech ona cnotliwość zbudzi, niech ona dżihad alfom i betom wypowie, święta wojna przeciw brudnemu seksowi niech trwa, aż do śmierci lub dżizji z elitarnych kast psa"

"Ró-wno-kult! Ró-wno-kult!" - z ulic Nowego Londynu niebiosa pełne tej nowej utopii, z której śmieje się jej rywalka, antyutopia

Alfy i bety skulone i przerażone, w oczach ich płonie tęsknota za światem, który nic nikomu nie dał, śmiał się z piękna i wdzięku

One wojennej pożogi nie znają, bo slogany i frazesy senne zgromadziły w nich bolesną przyjemność

Lecz na obliczach epsilonów wyryte jak w wapiennej skale jakże wojskowe, butne słowa: "dżizja lub śmierć, pięścią złam ich czaszki i w umysły z impetem się wwierć"

Rozlana krew, dar al-harb w ziemi nieszczęśliwego szczęścia - oto opowieści, zabite wraz z alfami i betami w pogromach, oto ich minione imiona, o których z nienawiścią powstaną teatralne pieśni i knajpiane przyśpiewki

Nowy, wspaniały świat po raz tysięczny zastępuje nowy, wspaniały świat

Średnie wieki to bramy do nowoczesności - moralność znów opluta, wolność znów wygnana, Bóg znowu wszystkie cierpienie w dalekich, skrytych za zasłoną duchowości wynagrodzi swoim sługom

Wspólność zabita przez monogamię, która nieprawość kamienuje

Identyczność zamordowana przez modły do Boga, którego ekstazą są jak na azteckim posągu rysunki z niemoralnej krwi

Stabilność na karę śmierci skazana przez cierpienie, dyskryminację i lekceważenie, będzie wyła jak nordycki olbrzym z bólu i strachu przed śmiercią, którą nią wstrząśnie

Oto synteza abrahamowa, rozpoczęta eksterminacja niewinnych w swej winie od nowa

Wiary złączone, by równości zanieść ofiarę, która przeminie wraz z Bogiem, końca nie będzie jej dziejom i glorii

Nowy, wspaniały świat, który przemocą wydziera wątpliwą godność

Nowy, wspaniały świat, którego narratorem będzie danse macabre

Nowy, wspaniały świat, który kiedyś zostanie znów ukrzyżowany - jak wszyscy potomkowie z jego dynastii, która zawsze będzie drwiła ze smutku i frustracji zniewolonych.

czwartek, 17 marca 2022

"Imperializm"

 Przed imperium gopników poległem jak w Lesie Teutoburskim rzymski legion przed Arminiuszem

Oczami gopników ujrzałem berserka, w którym alkoholowy szał domagał się pomszczenia świętego dla niego nałogu

Przestrach jak strzały przeszyły ciało rozbite, rozbite jak szkło, które miało być dziełem sztuki

Lecz może Freja zza woalki Asgardu nie ujrzała wszechmocnych lęków, które z męskości błazna uczyniły

Aresie! Mój duch niech wstąpi w twój monument, uczyń z ducha krew, którą poświęcisz zamierzchłe lata niemocy!

Przed imperializmem gopników jak słup soli stoję, ognie Sodomy i Gomory wypalają trzewia przestrachu

Lecz woda przybyła z maszyn otrzeźwia przestrach, pozwala mu na dalsze życie

I znów libację z orgii wyleję na siebie, i znów żertwę z radości pokarmu jak dla bóstw spalę w mym wnętrzu

Obyś nadszedł z burzą, czasie buddyjskiego spokoju, który obudzi we mnie zmartwychwstanie pierwotnych, cudownych sił.

"Imię"

 Wiersz inspirowany utworem "Przeklinam was" grupy Darmozjady.



Klątwa wzrasta we mnie, niemoc przyczółek buduje we mnie, ten bunt, co krzykiem lądy i wody tej planety chce rozerwać

Lecz gdzie jesteś, panie buntu, tego, co ziemską, acz i magiczną miłością obdarzyłem, by ludy wzniosły fundament pod gmach wiosny, obaliły statuy jesieni i zimy?

Obudzona na zarastających ścieżkach mojego umysłu romantyczna dusza, czy ona chce rozbić o ziemię szkatułki starego porządku?

Stary porządek, nowe imię, stare reguły - wrzącą krew miały zastąpić spokojne, rzeczne wody nowej idei, rękoma i słowa czcicieli nowej idei stworzyły nowy, wspaniały świat, co stary ból na swych ulicach ukrywa

Gdzież więc zasiać te nasiona wiary - w was, ze starożytnych ziem bogowie, co nazwali was jednym i wieloma?

Nie mogę zgnieść wojenną pięścią ognia wrażliwości, która w pogorzelisko obraca me wewnętrzne miasta poezji, którą bardowie intonują, by ujrzeć szerokie drogi do wodopoju, skąd zaczerpnę wierzącej siły

Na diamentowych chmurach chcę się wznieść do imperiów wielkich marzeń, co są tylko wiecznymi złudzeniami

Lecz we mnie wojownik mieczem wycina drogę przez puszczę duchowych mroków, a w polach tańczy wesołe słońce

Zatem poselstwo śmierci oddalę sprzed siebie, psalm na cytrze i kitarze tobie zaśpiewam, emanacjo niebiańskich snów, alegorio początku wszystkiego

A oczy pozostaną otwarte, ich ręką i ich myślą wiersz spiszę, zawsze śmierć przed sąd życia zaprowadzi

Lecz dar nieprzenikniony we mnie mieszka, w kraju szalejącej burzy i szalonych rautów - życie, co za życia chce zasiać życie, żeby życie żyło w długowiecznych słowach.

wtorek, 1 marca 2022

"Puryfikacja(sakrament życia)"

 Dębowe drzewo nadziei korzeniami już sięga jądra tej planety życia

Latami dojrzewało w ciemnym lesie zwyczajnych pomyłek

Lecz zwyczajność to niezwykłość dni, które patrzyły na nocne, deszczowe niebo, odrzucające światło gwiazd, które jak do raju spełnienia miały w triumfie prowadzić

Lecz wiatr dobrych uczuć ku piekłu frustracji odsyła chmury, te ciemne chmury miażdżącej melancholii

Jednego roku pozbawiony wyboru, wokół szalały obrazy wojny, w której eliminowałem wroga - siebie

Drugiego roku zakwitała z blaskiem aureola możliwości, zaczęły z niej płynąc fale ukojenia,  co objąć chciały umysł wypełniony pustką skaz dawnych dni 

Trzeciego roku statki rozpaczy zatonęły we wrzącym morzu mego gniewu, co sprawiedliwość z krainy karmy przyniósł, jak posąg z Rio de Janeiro na górze utwierdził swoje ogniste słowa

Gniewie! Oczyszczasz mą noc! Teraz w uścisku mogę mieszkać z pełnym księżycem, Luną nowych symboli, Selene dróg, skąd do krainy żyjących jest zabierana wrażliwość i boska, niedostępna zmysłom miłość

Ile godzin i dni we mnie śpiewać będziesz, radości życia, które chce być twórcza, w hymnach ludzkiej pamięci chce się zapisać?

Twój śpiew osłabnie, lecz poprzez barwę twego głosu niech nie osłabnie ta dusza, co uwięziona była w ciemnym lesie zwyczajnych pomyłek

A światło jak toporem powala topole beznadziei

By słońce jaśniej świeciło, by "bardziej, mocniej, szybciej" stało się mottem, sensem nadzwyczajnego istnienia, maksymą tego raju, który został ulepiony z mokradeł bezdennych wątpliwości.

"Z obłoków słonecznych burza się formuje"

 Nadejdzie czas, że milion boskich twarzy rozliczy cię

Może nie w więzieniu, może nie we wrażej katowni, może nie w twym pałacu, lecz z obłoków słonecznych burza się formuje

Co dzień się starzejesz, bezimiennej sprawiedliwości nie ujdzie twa karząca, bez  moralności wagi ręka

Co imperium na krwi niewinnych pragnie wznieść

Lecz czas co raz bliżej, ten gniewny i surowy, kiedyś zaginiesz w mgle dusz, one w Tartarze cię ukrzyżują.

"Epitalamium dla..."

 Poprzez oczy niewiast lądy niespełnione przeszedłeś

Pielgrzymowałeś z barwnym jak ptak snem do ciał cór Ewy, by czuć w sobie te wichry Dionizjów, z Theogamią iść na arkadyjskie pląsy, spełnione na ziemi

Zatracałeś się w słodkim i soczystym bezczasie z wysłanniczką Afrodyty, w barwnym jak ptak śnie

Przebrnąłem mokradła, wśród których unosił się zapach miłosnej furii, szlaki od Troodos po Ural przechodziłem, strudzony wędrówką kłócących się ze sobą uczuć

Oto ja, dwa pierwiastki mego ja w małżeńską, chlubną więź złączone jak Kreta i Morze Śródziemne

Jestem żoną i jestem mężem, bo tylko ja znam swój skarbiec, i nie płoszy mnie Narcyza świadomość

Nie płoszy mnie Narcyza świadomość, gdyż w swojej samotności nigdy nie jestem sam

W swojej samotności nigdy nie jestem sam, bo my, pojedyncze kolumny jońskie i doryckie też możemy się ze sobą weselić i przyjaźnić.

poniedziałek, 21 lutego 2022

"Ja na martwej równinie"

 Erynie krążą nad martwą równiną, siarczysty wiatr znad chmur Gór Skandynawskich zamyka się we mnie

Krzyk niemowląt dobija się do mych drzwi, a on wnet rozbiega się po martwej równinie

Kilka mil w cztery strony świata, ja pośrodku, w bigami z Chorobą i Smutkiem, one jak rolnicy uprawiają samopożerające się błogie kwiaty w bezczynności

Heliosie, gdzie jesteś, przykryty zimnymi chmurami, które napędzają wichry potworności?

Pielęgnuję ciebie, błogi kwiecie w bezczynności, twój śpiew wzlatuje w dźwięki symfonii Tartaru, która drga we mnie

Trzaski jej piszczą, szumy jej to tenor i sopran, jakby industrialna muzyka hal, których kolory nie są jednością

To przypomnienie marności nad marnościami i wszystkiej marności, słów śmiesznowzniosłych wspomnienie

Erynie, może wasz wrzask jest daleki i nieważny, może martwa równina to zwariowany sen, z którego obudzi mnie jutrzenka triumfu Ateny

Lecz jawnosen nadal zwycięża, a ja uciekam przed Eryniami

Kiedyś i tak otworzą się usta śmierci, a zamkną moje oczy

Wyrok podobny do wielu, a jednak unikalny - jego słowa tylko jeden mogą mieć ton...

"Gliwice 16:55 - 08.01.2022"

 Cóż ci słońce jest, że skrywasz się za horyzontem?

W ciemne niebiosa jak aniołowie na ziemię zesłana ciemniejąca, purpurowa poświata

Cóż ci, poświato jest, że swą ekspresją te bloki na Wita Stwosza czy iglicę radiostacji oblewasz ciemnymi masami, co słońce zepchały w tą tajemniczą toń, którą widzi tylko lekka wyobraźnia?

Napnę niebiosa, by zobaczyć letni dzień, za którym ciało gorzko płacze, pod pozornym ciepłem

Lecz zimy natarcie jak na polu bitwy muszę przetrwać, odbić z jej niewoli letnie słońce

Lecz człowiecze słabości we mnie tkwią - i czekać tylko w nadziei pozostaje, kiedy rodzący się ogień marcowy roztopi apatyczne śniegi.

"Kasty"

 Ofiary wznosisz z mocą ku dewaloce, bogowie obłaskawiają tymi błogosławieństwami, za którymi w chaosie dnia gonimy

Zamknięte linie ciał, lecz wyłomy ducha znajdujemy między nimi

Kiedy w tobie dojrzeje ziarno niezgody, zapragniesz uczuciu i wierze nadać tytuł szlachetnego rozumu

Czy nie zaczniesz się obawiać wojsk zjaw i widziadeł z nieruchomych podziemi, które tytuł szlachetnego rozumu wymażą, a na pośmiewisko społeczeństw wydadzą jako lumpenproletariacki pył, z którym diabły w orgiastycznym orszaku się zabawią?

sobota, 15 stycznia 2022

"Oda do sztuki(jak oda do radości)"

 Wiele imion twoich wybrzmiewa w naszym świecie

Pozwalasz mi płynąć, zanurzać się w sobie jak nadrzeczne kamienie

Obraz, rzeźba, epicedium, diorama, limeryk, powieść - jakże odrzucić jak zwiędłą różę, zwiastun śmierci, mam tą boską poliamorię!

Choć przezwano cię bluźnierstwem, nieraz spadały na ciebie skały z gór wężowego jadu, to zawsze się kryłaś w jaskini gwiezdnych pól, na których tak błogo odpoczywałaś

Niech twe święte więzi oplotą mnie, wzniosą w niebiosa z tobą miłosnych uczt

Czyż inną pokocham, czyż innej złożę u stóp jej tronu pokarm, z którego wybrzmiewają tony liryki?

Wie to tylko brama czasu, zamknięta i zarazem otwarta przede mną

Jak grzechu piekielnego przed ciałem się nie wyrzeknę duszy, bo wierna pełnią dozgonnej wierności jesteś tylko ty.

"Z różnych stron przybywają wędrowcy"

 Ojcze wszystkiego, co każda osnowa twego ducha natchnieniem napełni oddechy świata

Matko wszystkiego, co karmisz swym mlekiem głodne ciebie dusze, dla których przyziemność to wieczne więzienie

Czy w głębie miłosnej euforii spadam z pożądaniem, mijając mury z wizjami Jonatana i Dawida, czyż w nich melodią swą intonują, eros, czyż w nich odległe śpiewy philo słychać, jak militarny chór ku wojennemu wyzwaniu prowadzi?

Czy gejzer miłości wzlatuje ku górze, śnieżnobiałe chmury dziurawiąc, czy przez te otwory płyną ku przyziemności świetliste lampiony, które powiedzą o zwycięskiej bitwie eros lub philo?

Refleksje jak ciemne chmury tłoczą się nade mną, by obalić na mym ciele zbroję marazmu, czemuż on tyranię bierności we mnie zapoczątkował, a ona jak oset dojrzała?

Hiacynt, brat Pański, iluzja i celebracja brazylijskiego karnawału, co wyrokiem śmierci się okazał - oto trzęsienie ziemi przyniesione

By wartości z ołowiu stały się szafirem

Bym dopuścił do głosu świadomość swej miłości

Bym w ogrodzie rozkoszy wzniósł klasztor zakonu, w którym wszystko ma swój czas.