niedziela, 28 listopada 2021

"Modlitwa i ofiara"

 Czasy ostateczne w cybernetycznym czynie dziecka się spełniają

Jaką drogę do boskiej, wiernej temu niezmierzonemu w ludzkich miarach dobru odnaleźć, by radość świętego gaju pozostała niezmącona?

Ofiara z przezroczystej krwi dziecka składana na buchającym żarem okrucieństwa żertwienniku współczesnego świata

Dziecka kruchego i wonnościami ciała pachnącego nie uratuje żaden politeistyczny hymn, żadna dharmy oda, lamentacja króla Dawida

Dziecka wrażliwego, jego umysłu szarymi obyczajami niestępionego nie wybawi "Ojcze nasz", nie wyciągnie z dołu jęczących "Amida" i "Szema Israel"

I gdzie mają uciekać oczy moje sterroryzowane, i w kim pokładać nadzieję ma mój jałowy wzrok, pusty i jałowy od pasożytniczych myśli mechanicznego dziecka, od gorszących czynów elektronicznego, krwawego kaznodziei, od obłudnych grymasów zdewaluowanej wrażliwości?

Modlitwo, czy twoje rytmiczne transowe słowa nie rozłożą we mnie adonisowych ciał człowieczeństwa?

Obiato, czy obronisz we mnie bunt, co wściekle we mnie kipi jak wrzącej wody nieśmiertelna kara, a ku świata nizinom i wyżynom wypływa jak chłodna i czysta rzeka?

Jakaż w dziecku dorasta idolatria, by z pyłu formować złoto i by z kamienia rzeźbić drewno poddane wichrom gniewu!

Modlitwo, jakiekolwiek masz oblicze, jakiekolwiek jest twego imienia zawołanie, wyciągnij mnie z grobu, w którego ziemnych ścianach słychać tylko płacz żalu i niespełnienia!

Żertwo, jakiekolwiek masz dobrej myśli intencje, jakkolwiek zatruty płyn w napój Asklepiosa zamieniasz, widok cierpienia we mnie zburz, nie pozostawaj obojętna na Pearl Harbor!

Lecz ile jeszcze przetrwa mój duch zacieśniających się pętli cierni, a on uśmiechać się wciąż będzie?

"Elektrodekadencja"

 Czyż dziecię, syn Syna Człowieczego, ma duszę, w której krąży kadzidło z układów scalonych i pulsujący ekran, co do śmiercionośnej zabawy zaprasza jak krwawy mąż, wojenny wodzirej?

Czyż położyć w dennych przestworzach ciała mam pejotl, by żyć w niebiańskich imaginacjach, których fałsz może stać się dla mnie prawdą?

Czyż kochankę-schizofrenie w me łoże zaprosić mam, w seksualnej, doraźnej euforii zatopić się i pędzić jak słoneczne światło ku radosnej otchłani, skąd nie odjeżdżają żadne autobusy ni pociągi?

Cóż tobie, dziecię ubrane w komputer,  sercem jak tablet, rękami i nogami jak smartfon, ofiarować mam, byś w letniej pełni księżyca zobaczyło światło, którego luksy i fotony to awoda zara, iluzja idealnego piękna, które płonie, które krzyk to manifest zwyczajnego dnia?

Ja podziwiałem moc góry, która okazała się wulkanem, której lawa pochłonęła jak śmierci gorąca pustka Pompeje, w których domostwie mieszkałem

A w nim radowały się ze mną moje córki-marzenia, ich ciała-świątynie ofiary jak chleby pokładne i mąka zmieszana z oliwą składały, bym o nich nie zapomniał jak się zapomina o wczorajszym, zimnym słońcu, jak o śniegu, którego woda w ziemi skryła się przed oczami chmur

Bóg znów odkrył maskę, znów bożkiem się okazał, co ma oczy, a nie widzi, co ma nozdrza, a woni nie czuje

Nie umrę, nie, lecz będę żył, i ogłoszę twoje dzieło, które rozbiło tamę, a wody uwolnione rozpacz wymodelowały

Prawica bożka podniesiona, by stracić małych form szczęście, a ja tylko jego wielkie formy widziałem

To kolejny wiek zabójczej zwyczajności, i tylko przede mną szereg narkotyków, nie lekarstw, choroba wciąż trwa w chorobie, a lepsze i gorsze to więźniowie w zakładzie karnym fikcji.

"Dotyk bezczasowej krainy, zapach nieopisanego światła"

 Ares wstąpił w rzekę umysłu, swoim mieczem we wrzącą kipiel bramy ognia otworzył

Ogniu palący! Ogniu ze wszech miar trawiący! Jak kokaina zasiej we mnie zamieszki, jak haszysz wznieś we mnie gompę, jej ściany niech otulą jak harfą i kitarą!

Atena wstąpiła w rzekę umysłu, czy jej wody będą mi teraz zdrowiem od zawsze poszukiwanym?

Ateno, sprawiedliwości ścieżki zimy kary i lata pokuty niech jak królewski orszak wstąpią na podium ofiary pokoju, niech wojna będzie spokojna, bez wzbijających się tumanów krwi!

Hestio, czyż mój byt mieszka na bagnach zwątpienia?

Hestia: "Tak, mieszkasz na bagnach zwątpienia, wokół szklane góry, przez których pryzmat widzisz wściekle swoje rujnujące zniekształcenia, ale długa przez lasy bólu jest ścieżka magii, by wygrać ze sobą"

Niech boskiego pokoju ognia znicz olimpijski nie obrócą ku oczom wieczności, czarnej krwi pustkę, te wichry bestialskiej rewolty.