poniedziałek, 9 listopada 2020

"Flota zielonego słońca"

 Zielone słońce tańczy nad widnokręgiem starożytnej ziemi - czyż to tylko widmo, nocna mara, widziadło bez nadziei na życie?

Zielona słońce obejmuje w chwale swymi promienistymi ramionami swoich wiernych - czyż to namacalna prawda, dostępna wszystkim, czyż to księga, której karty czujemy zapach?

Nie wiem, czy to płynna kraina snów, gdy swą linią mocną, linią półkolistą podróżuje zielone słońce, co dzień tą samą, niebieską ścieżką, co dzień niestrudzone i nieznudzone te same znaki wysyła

Nie wiem, czy to zimna rzeczywistość, gdy flota zielonego słońca przemierza na swych okrętach bez wód morza starożytnej ziemi

Tam, na drugim brzegu bunkry i schrony bojowych sztandarów narodów, tam na drugim brzegu wycelowane w zielone słońce łuki i armaty bojowych sztandarów narodów

Choć to tylko me kruche widziadło mych pragnień, może zagra tam symfonia pokoju, bez bojowych sztandarów narodów, bez zielonego słońca

Choć to tylko moja człowiecza bojaźń, może sztandary narodów kupią daninami braterstwo, kupią daninami bytu róże bez kolców

Może zielone słońce w zgodzie ze swoimi słowami świętym prawem będzie dla niej przymierze ze sztandarami narodów, za które zapłaci tylko dewaloka 

W domu tych wersów żyje moje marzenie o społeczeństwie wiary i bez śmiertelnych ograniczeń wartości, których słucha polityk, których słucha imam, rabin, ksiądz i kannushi

Jaki świt wzejdzie przed naszymi umysłami? 

Czy świt będzie zachmurzony wojennym wyzwaniem?

Czy starożytną ziemię zaleje zielone światło, cienie jego ukarzą nas?

Czy świt nas przywita złotym słońcem, co jego ogień i nadzieja odżyje w nas?

Czy o świcie bojowe sztandary narodów spalą nasze domostwa, wznosząc nowe imperia, co ich sławą jest hymn i walka?

Te wszystkie słowa to tylko moja wiara, która chce być zbawcza, pragnie pieśni niewzruszonego pokoju

A nie zna życia poza swym ogrodem, te wszystkie słowa to tylko lęk, którego pożogi nie chce za swego kata moje ciało.

poniedziałek, 19 października 2020

"Zniszczony pomnik idei"

Ze smacznego słowa znów musi się narodzić oszpecone ciało

By nasze oczy z ludzkimi granicami zobaczyły, że miliony idei to zwykłe, bezkształtne słowa

A nie poezja sięgająca boskiego tronu.

"High-tech"

 Dla „One Love, One Pain” SynthAttack


Laboratorium, fabryka, biuro – ukrócony oddech życia

Biletomat, ekran, autostrada – pochłonięci śmiertelnie przez ich dźwięki, przez ich światło, przez ich szum

Ze szczytów niebios swój sygnał zwycięski nadaje teleelektrom, płacimy jemu kontrybucję, bez przymusu zmusił nas do podpisania techpaktu 

Lecz każdy zamek ma w swym ciele lodowate przestrzenie, a one oślepiły nasze oczy złączone z narodami.

"Cyberpunk II"

Cóż za żywoty elektroniczne wiodą drogami immersyjności 

Jakież to komputery rozprawiają o filozofii, polityce i religii XXI wieku

A znak słoneczny zmaga się z trzema prędkimi strzałami

Żołnierze Wisznu i Allaha chwalebne flagi dharmy i szahady rozdzierają

Tęcza u swego tronu podnóżka chce osi zgniłej ofiarę

Ci, co ostatniego objawienia słowa ujrzeli, przepych ich słodyczy usłyszeli

Między tymi słowami taki telegram w swym dalekopisie zawarli: "Dhimmi, per capita, rigor mortis"

Podążamy za pieśniami władzy ludu, maszyny to nasi lokaje, komputery to nasi kelnerzy

To jednak z naszych ciał płynie krew wciąż tak samo czerwona, to jednak instynkt wciąż rozum dyskryminuje, to jednak ból naszych ciał wciąż pulsuje w nas

A telebim krwi czerwonej nie zatamuje, telebim instynktu za swe przestępstwa nie poprowadzi do celi pokuty, telebim będzie wciąż obojętny wobec bólu naszych ciał.

sobota, 10 października 2020

"Mój religijny psalm w konwencji disco w rytmie polo"

 Ona ciebie częstowała, ciebie wyrolowała

Twój sens zabrała, jak chciała, oje*ała

Wierzysz w moc agnozy, wpędziła cię religia między wiary głuchej pędzące wozy

Einstein nie ma dowodów na bogi, czasem sobie do lustra śpiewam, że są jak w tętnicach tłuszczu złogi

Czasem tęsknię za Absolutem, czasem za wszelkiego Stwórcą płaczę, ale czas częściej mi powiada, że to artykuły dziennikarskie kacze

Wierzę w moc agnozy, ale no tak, dla wiercy to królestwo ogłupiałej kozy

Wierzę w muzykę, wierzę w fantastykę, nie w religijną politykę, nie w ekonomiczną ekwilibrystykę

Dla wiary zmarłem, jestem wiedzy i dzieła cyrkowym karłem

Ona ciebie częstowała, ciebie wyrolowała

Twój życia wektor zabrała, jak chciała, oje*ała.

"Pocztówka znad psychoaktywnego morza"

 Etanol tak lekko przenosi w zgromadzenia łąk malowanych

Nie pędzi jak świetlne smugi niczym u kuzynki kokainy, nie miękną obrazy świata, wyostrzone uśmiechem, jak u przyjaciółki marihuany

Lecz pamiętaj, miodowy smakoszu, piwny koneserze, win prowansalskich i morawskich miłośniku, co enoteki klasy zero i klasy pośledniej mijasz wśród miejskiego harmideru

Lecz pamiętaj, przyjacielu wyzwolonej z alkoholowego gejzeru euforii

Etanol tak mocno uderza twą głową o skały odkupienia, a ty radujesz się, boś boskie wołanie paranoiczne usłyszał, boś Utopii ulice i domy nadziei z koszmaru ujrzał.

"Szum miasta ich imiona rozsiewa"

 Z nocną ścianą zjednoczeni jej drapieżnicy

Księżyc, co wiarę i poezję rozbudza, zachmurzają drapieżnicy swoimi obliczami, swoimi myślami i swoimi czynami

Ich religią prosta moc bez kultury, ich rytuałem nóż, pięść i noga, ich ofiarą łup zbrodniczy

Drapieżnicy żyją wojaczką, w której celem żywot ubezwłasnowolniony miłością krzywą do obcego orszaku

Bum! Ciach! Chlast!” - oto aje ich Koranu, oto wersety ich Biblii

Noc to kochanka drapieżników, znają oni jej wartość, ona zna ich grzechy i karmę

Z nocną ścianą zjednoczeni jej drapieżnicy

A ich imiona wyryte na księżycu, co maskuje drapieżników rękę chciwą, słowo mierne i wobec zdobyczy bierne, karate, judo i aikido do ognia wyrzucające kodeksy prawne

A szum miasta ich imiona rozsiewa: Męt, Zbir, Zakapior, Awanturnik.

poniedziałek, 21 września 2020

"Znak wiedzy"

 Nic mi nie wiadomo – wiedza wszystka zawsze we mnie lekka

Nic mi nie wiadomo – może było gorących łez morze

Może wiedza niektóra zawsze we mnie ciężka 

Może kłamstwo ciemne światłość magiczną zasłania.

środa, 16 września 2020

"Interpretacja"

 Dla Ł.P.


Bogowie lubią dwuznaczności, czy to ich sympozjon, czy to ich ofiara na naszą cześć?

Bogowie lubią dwuznaczności, proza ich świętych ksiąg poezją naszych umysłów

Bogowie lubią dwuznaczności, ich kroków nie ujrzysz na nadmorskiej plaży, ich kroków echa nie usłyszysz w kopalnianym tunelu

Bogowie lubią dwuznaczności, nie widzimy przed naszymi oczyma ich ognistej ręki karzącej, niebiańskiego wymiaru sprawiedliwości

Bogowie lubią dwuznaczności, nikt nie wie, czy smutek w bitwie emocji pokonany przez radość to ich łaska czy nasza monomoc

Bogowie lubią dwuznaczności, kurtyna nie odsłania teatru ich mitologii, pełni strachu wypatrujemy naszych konsekwencji

Bogowie lubią dwuznaczności, co ich błogosławioną ucztą jest, może zaznamy tej upragnionej wiedzy, a może ta wiedza zawsze duchem będzie.

niedziela, 13 września 2020

"W murach pustego domu"

 Krąży we mnie woda i ogień - woda nie zmywa mych grzechów, ogień ich nie spala oczyszczająco 

Życie wody i ognia zna swój znój, co jest jak wściekły pszczół rój, co jest jak odległy w odbiorze gnój

Między kontynentami spokoju moje wzburzone umysłu morze 

Zaufałem rzymskiemu posągowi, zaufałem posągowi w kniejach, zaufałem posągowi z krain dalekich, krain wschodnich

A między kontynentami pewnej wiary moje wzburzone umysłu morze

Już chyba cię nie rozpoznam, wśród biało-błękitnych polichromii, boże, co miliony imion twych niespiesznie płyną przez myśli świata

Już chyba cię nie rozpoznam, wśród sosnowych borów, pośrodku seriru, ergu i kewiru 

A ja pusty dom, lecz ten dom pusty nie będzie po wieczność wieczności 

A ja osłabiona już, sędziwa cegła, co trwa jeszcze magicznie w murach tego pustego domu, z tej cegły nie zbuduję twierdzy Boyen, Krak des Chevaliers 

Proch czeka, proch doczesny mi powie, czy następny jest przystanek - kraina duchów, kraina ciał, a może kraina bez krain...

niedziela, 30 sierpnia 2020

"Permanentna śmierć kodeksu"

 Na każdego karateka znajdzie się brecha

Wszak wszechmoc na twoim placu boju nie jest wszechmocą na wrogiej ziemi

Twą skórę może przeciąć kilka maczet, do dna twej skóry może przeniknąć kilka sztyletów

Mówisz, karateko, że sędzią twym może tylko Bóg, bo jego wszechmoc na marne i bezużyteczne kawałki rozbija twoją wszechmoc 

Twoją nogę może złamać kilka lag, twoją czaszkę może rozłupać kilka kastetów

Twa ulica spokojna, twa ulica to przedmieścia raju, bo twa korona nad nią roztoczona

Lecz chwila jak burzowa błyskawica – i twa ulica pogrążona w zamieszkach, twa ulica to epicentrum wojny, bo już twoje truchło nad nią roztoczone 

Każdy pojedynczy punkt zdeptany przez ciebie, twój triumf ogłoszony tubom świata, twój miecz, twoje kamienne nogi i pięści, nikt ich nie poprowadzi pod ostrze gilotyny, nikt ich nie zepchnie ze Skały Tarpejskiej 

Gdy samozwańczo ogłosiłeś się świętym imperatorem, do żalnika wygnała cię obca wróżda

I ta wróżda Hydrą była, a ty sam wobec pewnego, przegranego losu

Lament za twym drewnem, za twą gliną kroczy demonstracyjnie, twe życie obumarłe, bo samozwańczo ogłosiłeś się świętym imperatorem 

Swe ciało napełniałeś kielichami błogiego wina, bo z ciebie był taki piękny zakapior, uroczy apasz, przystojny baciar

Nawet gdy twoje przydomki to zasady, krwi nie przelewasz jak codziennej, zwykłej herbaty, a terror ma swoje prawne ograniczenia, to twą niezawinioną winą może być Hydra, a ty staniesz wobec pewnego, przegranego losu

Lecz jeśli w twym królestwie zewsząd płyną ciemne rzeki, wszelkie w twym umyśle więzienie moralności, wszelkie w twych myślach chaotyczne bitwy, co służą z kur*stwem złotej monecie

To twa wróżda w swe szeregi włączy kilku najemników, i twój arystokratyczny stan przerodzi się w lumpenproletariat

Bo choć na billboardach twego miasta tego nie widzisz, bo choć na łamach twych gazet tego nie czytasz

To taka pieśń po mieście ukryta się niesie: „zniszczysz swą zwiększoną siłą zakapiora, wrzucisz go do zwycięskiej pogardy wora, a na każdego karateka znajdzie się brecha”.

"Zręczne, bezcielesne uczucie"

 Moje więzi oplatają twe ręce, niewidzialne, twoje ręce, boże tak odległy od nas

Choć poznaniu memu nie przyniosłeś ostatecznych słów objawienia, na wzgórzach mych dróg nie wzniosłeś twierdzy zbawienia

Zręczne, bezcielesne uczucie prosto z duchowych pałaców, które uciekają od wiedzy i księgi, wyzwalają mnie z obozu wątpliwości, on niknąc, śle do ciebie wieczne pytania bez wiecznej odpowiedzi

Choć poznaniu memu nie uspokajasz ich wichrów wrzeszczących, ich wichrów pełnych buntu

To może twe słońce wylewa się na to, co jak spod dłuta Fidiasza wypłynęło ku nam, ku tobie, ku wszelkiej chwale

A ty rzeki tych dusz, co ich słowa wewnątrz i na zewnątrz są wzgardą dla bezmyślnej krwi, dla myśli bez żadnej wagi, dla czynu bez granic prawdy, może sprowadzasz do twego morza

Gdzie na jego każdej horyzontalnej krawędzi ujrzymy może twoją czystą nieskończoność.

"Agnoza"

 Przed rzeczami ostatecznymi drogi, na których badałem nieogarnione

Skończyły się, to gorzka niespodzianka, dane mi już tylko zobaczyć narkotyczną feerię barw, z których nie mogę wyrzeźbić wizji duszy

Duszo, dlaczego w twym lustrze siebie nie widzę, czy uciekłaś nowo narodzona w ciało mego anachronicznego zawiązka?

Duszo, żadna linia mego zmysłu nie sięga ciebie, czyż siostra metempsychoza wskazała do ciebie moją drogę, gdzieś wcześniej ukrytą w innym kraju, na innej wyspie czy kontynencie?

Przed rzeczami ostatecznymi upadłem, ze wściekłością rażę swym wzrokiem-piorunem głębokie ziemie

Te rzeczy ostateczne to ty, ciemności, za której bezbarwną zasłoną może zawarte moje marzenie wiary, za której bezbarwną zasłoną może tylko zima, może tylko kości

Lecz słaby człowiek jestem, w odludnym więzieniu agnozy osadzony, poza celę nie sięgam oczyma, które zabierają ze świata słowa, czyny, dzieła i sytuacje

Niech to, czym żyje, niech to wyda werdykt moim prochom, niech to przesądzi o mojej przyszłej pamięci.

środa, 20 maja 2020

"Ta kobieta i ten mężczyzna"


Jak krakowski mędrzec, tajemniczy, namacalny duch przybyły spoza czasu, spoza przestrzeni

On na ulicach Krakowa nauki swe głosił: „albo wódka albo bóg, albo wódka albo bóg

Ja z dwojga tego – tej kobiety i tego mężczyzny wybieram zmysły, ich nieznośny, ale prawdziwy znój i trud

Bo wódka mami i swym wężowym jadem zatruwa nasze ciała

Bo bóg istnieje, a go nie ma, bo bóg swe trony na ołtarzach zbudował, a nam z nich nie króluje, nie przewodzi ziemskim imperiom

Albo wódka albo bóg, albo wódka albo bóg” - duch prawdziwie się nasyca, oni zaprzeczają poznaniu, widzę sensualnego stworzenia pasjonujący świat, do których prawdziwych bram już czas mi podążać.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

"Ty, odwieczny boże... III"

Ludy krew obcą i rodzimą na ołtarzu potrzeb życia ci ofiarowały, tobie, co ze znanych tylko tobie składników zestawiłeś światy

Czy ta krew twym ustom była słodka, czy twój duch został oświecony ahimsą, oświecony boskim synem, oświecony wysłannikiem z tej nocy, co ogień nowej ery rozniecił?

Teraz twe świątynne ołtarze przyobleczone w kadzidła, ogień ku twej potędze z niego cię ogrzewa, tobie podano mleczne i mączne sprawunki, hostię i napoje psychodeliczne, co wymiary życia naginają

Czas zmienił dżunglę w drapacze chmur, czas zmienił brud w czystość, czas zmienił konie w mechaniczne rydwany i lektyki

Ty, co patrzysz w nasze myśli z niedostępnych turni twego tronu, czy obmyty zostałeś obficie w naszej krwi, czy nasyciłeś nią swą chwałę, czy nowa mądrość stała ci się miła i reformy, co mają nowy monument z ruin stworzyć, przyjąłeś w grono ucztujących z tobą?

Nie odpowiesz mi mocą nadprzyrodzoną ani mocą snu, ani mocą sztuki, ani mocą nauki, w twą głębię się bez ustanku zanurzam, lecz odpowiesz mi, kiedy ostatecznie zamknę bramy mej poezji.

"Hardtek"

Industrialny kwas jak dreszcz przelał się koło mej mechanicznej myśli

Inny czas, w czasie rzeczywistości, inne miejsce, w środku mego osobistego wszechświata

Znikam z nurtem industrialnego kwasu, on lekko i zręcznie mnie zaprowadzi do morza całej mej psychodelii.

wtorek, 14 kwietnia 2020

"Hardstyle"


Uderzenie burzy – to uderzenie wiekuistej radości, jak iskra w powietrzu żyje zaledwie parę chwil

Z jego dźwięków zrodzona nowa utopia, jak iskra w powietrzu żyje zaledwie parę chwil

Do kruchego światła podróżuję, niech jego iskra żyje we mnie aż do wezwania Kali.

piątek, 10 kwietnia 2020

"Trójwers marzyciela"

Ma pieśń nie z polecenia bogów jest

Jestem normikiem, co sięga swymi oczami poza widzialne przestrzenie

Będę zawsze żył w swoich snach tworzących mnie, separując sacrum myśli od profanum ciała.

czwartek, 19 marca 2020

"Trudny charakter smarkuli zwanej ideą"

Idea po barkach ci skacze, twój kręgosłup w defekty pcha

Bolą cię przez nią mięśnie, dzięki którymi budujesz dla niej złoty tron

Łamie ci kości, a ty poprzez jej oddech scalasz swe kości znów w hardą jedność

Bolą cię oczy, gdy poprzez jej widok patrzysz na zatwardziały i niedwuznaczny świat, gdzie chcesz wznieść swoje miasto nowej nadziei

Twym dłoniom, chcącym wprowadzić na salony nowy cud, raz po razie razy bolesne sprzedaje

Leczy ty widzisz w niej słodycz, której fałszywe imię to gorycz

Niech ci się szczęści w tym związku, co raz thrillerem jest, a raz komedią, raz splendorem, a raz niepohamowanym wstydem i grandą

Bo może kiedy na wieczność z ideą zamieszkasz w raju zwanym spełnieniem.

"Ty, odwieczny boże... II"

Krew ożywiała twe posągi i figury, twe ołtarze i święte gaje, bo znaki na niebie w barbarzyńskim czasie wykrzywiały drogi naszych przodków

Z treści ich ciał jak księgę czytano twoje wyroki i twoje prawo, bo znaki na niebie w barbarzyńskim czasie wykrzywiały drogi naszych przodków

Dziś znak nieba to Airbus i Jakowlew, barbarzyński czas przyodziany w inny strój i inną maskę, swój głos moduluje i filtruje, już nie ma twej krwi, twych ofiar w pożarze świata

Twe słowo ześlij mi, odwieczny boże, czy twa krew jak stała, bystra rzeka była, czy twe ofiary w płomieniach wytchnienia nie znały?

Bo ówczesny miecz i włócznia, jak te znaki na niebie w barbarzyńskim czasie, wykrzywiały drogi naszych przodków

Cóż za zahartowana, kamienna kopuła ochroniła ludzki byt – czy to Jerozolima, czy strumienie świętego rozumu wreszcie zalały Ziemię, z ich wód poczęła pić armia dusz ludzkich?

Lecz barbarzyński czas wciąż puka do naszych drzwi, jego ohydną woń czujemy w progach naszych domostw

Zatem odwieczny boże, co wciąż ożywia twe posągi i figury, czy nadal czytamy treść ciał?

niedziela, 1 marca 2020

"Wiaro, świetle i rozkoszy życia"

Dla "Forsaken(Vocal Version)" VNV Nation



W nowym słońcu mój stalowy pancerz topi się i miesza się z ziemią, do mych nozdrzy nie dociera już jego hartujący zapach

W słodkiej wierze chcę zobaczyć mój kres, który jak stare, chore drzewo ściął strach, a jego zwłoki zostały spopielone przez „brave new world”

Czy zapłacę za słodką wiarę mym krwawiącym ciałem?

Czy zapłacę za słodką wiarę mym pogubionym umysłem?

Na śmiertelnej krawędzi nowego dnia umiera mojego ego, bo tam ono krzyczy i szlocha za nowym hartem ducha, lecz jego głos niknie niczym mgła rozwiana dłońmi południowej damy

Chcę zobaczyć mój kres, bo tam z bezmiarem cierpliwości oczekuje na mnie „brave new world” - jasny lub ciemny, gorący lub zimny, bez dziejów mojej szorstkiej cielesności.

poniedziałek, 10 lutego 2020

"Kruche kamienie"

Po co naszym żywotom ideał? Wszak my jesteśmy jego ograniczonym stworzycielem

Po co naszym żywotom ideał? Wszak jego ogień tylko pozornie w swej mocy jest rozniecony

Po co naszym żywotom ideał? Przecież ilu ludzi wysłał w ciemne podziemia.

"Poeci, malarze, graficy, rzeźbiarze"

Nie ma mojej wiary w sztuce – pokarmem mym i napojem nie stanie się miedzioryt ani graffiti

Wiara ochłodzona, nie jesteśmy narodem wybranym, gdzież nasz diadem cesarski, gdzież nasze parady zwycięstwa ulicami twardo sunące?

Dla świata rozumu jesteśmy niewidzialni, w pustce uwięzione zgnębione duchy obezwładnione łańcuchem marazmu

Mroczymy siebie wciąż tylko winem utopii, nie ma mojej wiary w sztuce, pozbyliśmy się hymnów i psalmów sławiących, pokarmem mym i napojem nie staną się „Odyseja” ani „Treny

Skazani na śmierć, ostatnią myślą widzimy ruiny sztuki, ostatnim wzrokiem ogarniamy naszą beznadzieję, triumf nauki i rozumu

Nasz karnawał już się skończył, w glorii nadeszły fabryka i laboratorium, komputer i elektrownia atomowa

Poeci, malarze, graficy, rzeźbiarze – czas już się pogrążyć w narkotycznej otchłani, tam dożyjemy w złości naszych bezbarwnych dni

Nasz czas osunął się w przepaść... I jego dusza odeszła do krainy światłości...

środa, 5 lutego 2020

"Osobowość(gonitwa za Psychomesjaszem)"

Zaburzenia emocjonalne, proszę puścić to na antenie[...]” - „Jestem Bogiem”, Paktofonika, Kinematografia, rok 2000



Zawsze umieram w płomieniach przepoczwarzających się uczuć

Od socjaldemokracji po libertarianizm, od epikureizmu po nihilizm, od surrealizmu po pop-art, krążąc beznadziejnie między manifestami do świata

Po starej śmierci nowa śmierć, lecz życia bóg we mnie silny jak pajęcza nić, a życie takie wiecie jakie, widzowie oglądający moje spektakle

Po starej śmierci nowa śmierć, kładę wciąż znicze na mój grób, a ciało ciągle zmartwychwstaje, odrodzone z nowym słońcem

Dzieła moje gliniane rozpadają się w morzach świata, dzieła moje granitowe lecą nad pejzażami świata

Zawsze umieram w płomieniach świeżej śmierci, zawsze żyję w naszym lodowym pałacu

Biczuję swój umysł, moją wolę wysyłam na wygnanie, bo nie wiem, kiedy zaczyna się życie, a kiedy kończy śmierć.

środa, 15 stycznia 2020

"Uwięziony w Huxley'u i Orwell'u"

Ile skrzydeł gołębich potrzebuje ten świat, by na tronach wszystkich państw zasiadły w najprzedniejszych szatach ideały?

Nie ma żadnych skrzydeł gołębich, do niebios polecimy aeroplanem, bo wszystkie ptaki spoczęły na cmentarzach ideałów

Ciała marzeń toczy rak, wieść taka ukryta niesie się po świecie, realizm zdeptał idealizm

Nad ziemią szybujemy niespiesznie motolotnią, bo wszystkie ptaki spoczęły na cmentarzach ideałów

Żegnaj, idealizmie, co łzy twe brukują moją drogę, ciałem nie będziesz już ze mną, lecz tak, duchem stworzonym z diamentu będziesz ze mną

Ciałem się kiedyś zjednoczę z tobą wobec zimnych praw świata, a na mych plecach narodzą się gołębie skrzydła.

"Nekrolog"

Nikt, kto jeszcze chowa w sobie oddech Ziemi, nie potrzebuje marzycieli

Ich słońce, jak w arktycznej pustyni, świeci mocno, lecz ciepło w nim zgasło

Nikt, kto jeszcze chowa w sobie oddech Ziemi, nie powie, że nie wpasował się precyzyjnie w tryby maszyn, omnipotencję szumu miasta

Marzycielskie planety we krwi własnych marzeń, nikt, kogo dusza to uderzenie klawisza smartfona i przemysłowy rozgardiasz, nie potrzebuje marzycieli

Krainy marzeń na pustkowiach naszych myśli cyfrowych, nasze wolne społeczeństwo nie potrzebuje marzycieli

Powietrza pęd ku dobrej przyszłości niech napędza technik i inżynier, chemik i matematyk, bo nikt nie potrzebuje marzycieli

Co marzenia swe piszą, co marzenia swe malują, co marzeń akt widzimy w teatrze, nasz wolny świat nie potrzebuje marzycieli

Lecz może świt marzeń znów nastanie...

...ale jakakolwiek nasza cząstka o tym wie...

"Istnieją takie słowa"

Takie słowo kroczy wśród nas, które ściera łzę spod powiek

Świat w ich literach widzi w nas wiarę i radość

Lecz istnieje też słowo, które właśnie dowodzi w tych powiekach miriadami łez

I ty nic nie zrobisz, i ja nic nie zrobię

Żyjmy pięknem, tylko ono łzy radości w nas przelewa.