sobota, 16 grudnia 2017

"Wierzę II"

Klęcz przed ołtarzem, kołysz się przed Jeruzalem, oddaj pokłon Mekce, dziecko Abrahama – to jego wola


Medytacyjny trans duszy nawiąż, buddysto i hindusie – to wola duszy i ich wola


Ukłon uczyń przed słowiańskim bogiem, rodzimowiercze – to droga do Nawii


Idź za nim, dźwigając swego ducha w transie, sikhu – to ponadzmysłowe zaproszenie jego poza kształtami


Czy one te religijne sny po śmierci twej spełnia, jak ty tego w swym ja zapragniesz?


Czy dusza twa migruje, czy dusza twa spotka się z nim, czy duszę twą na sacrum i profanum rozdzieli?

"Haiku, czyli światłość muzyki"

Po raz drugi dla „Freefall” Nu NRG


Jak dryfuję bezładnie pośród słońca, jak dotykam białych ciał najwyższych chmur


Do reinkarnacji zmierzam, zalewa mnie rzeka odnowionego umysłu


Jeszcze daleko ostatnia przystań, niech podążę dzisiaj za światłością muzyki.

"Futuricus"

Dla "Freefall" Nu NRG


Wśród syntezatorowego lasu kroczę pośród latarni ulicznych miasta przyszłości


Czuć obiecujący zapach elektronicznych dębów, sosen wyrosłych z elektronicznych dźwięków


Syntezatory grają elegie i fraszki przyszłości, syntezatory grają ody i w chóralny śpiew nas wszystkich oblekają epopeje


Gdzieś na niebie stworzonej z syntetycznej materii bramy do Nieba się otwierają, ja tam idę pośród latarni ulicznych miasta przyszłości


Dziś średniowieczny sonet w futurię ubrany, dziś futuria wytłacza świat z polichlorku winylu i żywic epoksydowych


Oto jesteśmy my – elektroniczne społeczeństwo z muzyką syntetyczną dla pospolitej rozrywki i dusze zrodzone z wirtualnej rzeczywistości


Oto jesteśmy my – futurystyczne dzieci narodzone z plastiku i zimnego metalu.

poniedziałek, 4 grudnia 2017

"Dobre maski miłości"

Me życie jak Morze Aralskie – wody sycące mnie wysychają na przekór mnie, a brzeg na złość mnie oddala się, czarną mgłą przykryty


Supernowa życia zrealizowana z przytupem, martwo tkwiąca w historii mego życia, tylko egzystuje-wegetuje me ego jakby gwiazda neutronowa, cień dawnego nadolbrzyma


Chwyć mnie za rękę, duchu kobiety, co wędrujesz z mym umysłem po ziemskich szlakach


Tylko ty uwolnisz mnie z mroźnej ciemności, tylko me pragnienie płonie z nutą nonsensu dla ciebie


Tylko ty, lecz nie ja – ja nie znam ciebie, a znam dobre maski miłości – czy to przeznaczenie, zwane obfitością darów i deficytem miłości?

"Tam jeszcze słychać łemkowską piosenkę"

Dla "Send Me An Angel" Scorpions


Zamykam swe oczy na świat, przywołuje marzenie senne nad pomorskim jeziorem i pod niebem Lubina, pod zamkniętymi oczyma zmierzam powoli do mej Utopii


Wyglądam ciebie co dzień, ma łemkowska ziemio, lecz twa dusza wyrwana brutalnie stamtąd, stała się prochem w bożych dłoniach


Niech mój język uschnie, niech ma ręka i noga ustanie, niech me myśli skrzywią się, jak przeklnę cię lub zapomnę nieostrożnie o tobie, łemkowska łąko, królowo nasza, której żaden samozwaniec cię z tronu nie zepchnie w otchłań


Podaj mi rękę, łemkowska ziemio, poprowadź mnie gościnnie do swych domostw i na twe cmentarze, do twych cerkwi i kościołów, i do twych lasów, gdzie sosny, dęby i modrzewie się śmieją razem z nami


Niech w niepamięć odejdzie me imię, niech me wiersze staną się popiołem w kominku, niech ukarany bezlitośnie zostanie mój los, jeśli ci będę złorzeczył z drwiną, łemkowska ziemio


Z mych ust zerwij łemkowską modlitwę, dolnośląski wichrze, i łaskawie zaprowadź ją tam, bo z nadzieją jeszcze mi dane żyć, że wrócę na łemkowską łąkę, której życie nigdy się nie skończy.

"Letni dzień, zimowy wieczór"

Dla "A Winter's Tale" Queen'a


Świecie, wysyłasz mnie do życia z letnim dniem, wracam z zimowym wieczorem


Wszystko to nazwane przeze mnie pięknem nadnaturalnym, lecz letniego dnia me oczy zrodzone z brązu może nie ujrzą, gdy wewnątrz zżera cię wroga siła


Letnim dniem nasyciło się ponad miarę me ciało, dziś zimowy wieczór dorzuca do mego ognia drew


Ciesz się, poeto, wieczorami czarno-białymi, bo może zżera cię wroga siła, ciesz się, poeto, zwiastunem letniego dnia, bo może cię nie wyprawił jeszcze obficie los...

"Wiersz o przyjaciółce"

Wiedzo, twe kroki słyszę za tobą, i we myśli się wlewasz niczym woda


Wiedzo, zaklinam cię na wszystkie me honory, czy zmierzam z tobą na Golgotę?


Wiedzo, wiem, gdzie kończy się kosmos, i gdzie zaczynają się zaświaty, lecz miłości rzuciłaś mi okruchy bez wartości tego świata


Wiedzo, ciebie kocham i ciebie nienawidzę, jak złączyć te połówki ognia i wody?


Wiedzo, czy mnie sprzedałaś diabelskiemu nasieniu, czy dokonałem targowego interesu, wymieniając miłość na leksykony i encyklopedie?


Wiedzo, jedyna ma przyjaciółko, czy mnie kochasz, obdarowując mnie siebie samą?


Wiedzo, ciebie zabieram na autobusowe przejażdżki, i na stadion, i do parku, i do restauracji


Wiedzo, tyś żelazem, a ma gonitwa za miłością złotem


Wiedzo, jakie twe miłosne doświadczenie, że mi o tym nie mówisz?


Niech me oko nie pozna znajomych twarzy, niech me serce zapomni dobrych momentów płomień, niech pląta mi się spojrzenie na świat, niech zapomnę młodzieńczy rejs w słońcu


Jeśli ciebie, miłości, nie dosięgnę, a dosięgnę znów leksykonów i encyklopedii, tam, gdzie tylko bezduszną jesteś definicją


Wyruszam do ciebie, Lourdes i Jasna Góro, tam, gdzie relikwie dusz poskładam i w miłość połączę


Lecz przekleństwo niech rodzi przekleństwo, jeśli znów dosięgnę leksykonów i encyklopedii, a zapomnę na ułamek sekundy o mej pielgrzymce.

"Podróż do Uzbekistanu"

Wiersz inspirowany biblijnym psalmem nr 137 pt. "Nad rzekami Babilonu"


Zapomnij, krymski Tatarze, o swej macierzy, wszak twa droga kręta zmierza do innej krainy, w której niosą się obce ci pieśni”: tak rzekli komunistyczni królowie


Pozwólcie mi delikatnie krymską ziemię ucałować, zanim tatarskie echo zamilknie w niej


Zanim sady, winorośle i cyprysy staną się trawą, jakiej wiele na Ziemi


Wioski tatarskie jak domowe ogniska Łemkowszczyzny, tylko kolejną kartą dziejów się stały


Płaczę za tobą, mój Krymie, mój Bakczysaraju, Teodozjo i Sewastopolu, co dzień patrzę ze łzami na północny zachód, za wami, którzy wypełniliście krwią Morze Azowskie


Dziś znów mogę jechać do ukochanej, Krymem zwaną, jaka radość zapełniła mnie ciepła w kilka chwil, gdy znów cię ucałowałem


Lecz życie znów krętą drogę wybrało, i nasza własna miłość nas rani do cna


I zadajesz mi pytanie: „czy żyć z tobą tu, w miłości, która ran nowych dodaje, czy żyć ze sobą na tysiąckilometrowe dystanse, w miłości, która nie zabliźni starych ran, lecz jednakże pobędziemy ze sobą kilka dobrych dni?


Nie wiem, tego nie wiem – rozdarcie we mnie pulsuje i nie mogę posklejać swych myśli o tobie


Lecz wiem, to wiem na pewno – miłość do ciebie dopiero zniknie, jak ja za wiecznym snem podążę, bo ma miłość wywyższa cię nad wszystkie niewiasty.