niedziela, 2 maja 2021

"XXI wiek IV"

 Dziecka oczy zapisały obrazy krwi, radośnie płyną poprzez oceaniczne, piwno-wódczane przestworza

Dziecka usta zapisały słowa cięte i kłute, narzucą oni na siebie togi patrycjuszów w swych gettach

Lecz pytają się moje wszystkie drogi, pytają się wielkich tego wieku:

"Czy dziecko utonie w elektronicznym bagnie, Holokaust tego wieku z werwą rozpoczęty?"

"Czy bagna ulic i nałogów nie pożerały dzieci, kiedy Sycylia i Kampania podeszły pod nasze bramy, kiedy prolczerwień w predestynacji swej nie kreowała punktów naszego życia?"

"Czy ten dzisiejszy, dziecięcy los, wywiedziony z ulic, zbudowany w domu, nie pokazuje nam lepszego złota?"

Czas najlepszy nigdy nie jest czasem dziecięcym, lecz pamiętaj, teraźniejszości, że kiedyś w tobie więcej wznosiło się nad masami żelaznych i drewnianych budowli

Taki raj jak drwiny pomniki wznieśliśmy na swoich placach zwycięstwa - nasze słońce, które jest tylko kruchą świecą

A czyż krzyk ich rozszarpanych przez nas wiek umysłów, lament poddaństwa wrażliwych musi znieść szczerozłoty, prosty i przyjazny uśmiech dziecka?

"Dwunastowers marzyciela"

 Świata ciemne chmury do więzienia bez czasoprzestrzeni zesłały te słońca triumfu

Te deszcze jak siarczysty mróz, co te ciemne chmury połaciom ziemi otworzyły

Czyż te długie, mroźne krople zamarzają w mym świętym gaju i jego drzewa rozsadzają w swoim wojennym wyroku, sądnej pożodze?

Może za kurtyną grobów ukryta ta rzeczywistość, do której sanktuarium pielgrzymuję od czasu pierwszej świadomości

Może za kurtyną czystych i prawidłowych myśli, gdzie nieprzemijające antidotum jasnej zimy, ukryta ta idea we mnie nieskończona, ta idea w objęciach chwały, co jest dostępną naszym zmysłom Akropolem, gdzie złotosennym słowem i czynem się odziewamy

Lecz zawsze oczami ciała widzę jedno: ogień, co stapia swym lodem uzdrowienia radosnego pola, lód, który wypala słoneczne lasy, gdzie nasze osady wzniosłych rozkoszy

Lecz zawsze oczami wnętrza widzę jedno: wiara, co pocieszycielką tej mojej słodkiej nadziei jest, swą misję zawsze głośno rozbija o bruk życia, z rozbitej tej misji znów ułożone pokrzepiające słowa

Egzystencjo! Nieskończona twa świątynia, nieskończone twe nabożeństwa!

A ja w woli kapryśnej w tej modlitwie trwam, żertwa oczyszczająco płynie dymami ku sklepieniu, a w tych dymach mój duch nakazuje szacunek memu sercu, respekt dożywotni tej krwi, co mnie niesie

Bo każdy czas zawsze swój koniec zaznaczy, koniec każdej naszej wojence i namiętności jak dzwonem obwieści

A stanę się kamieniem nagrobnym, kiedy już nic nie będę wiedział

A jednym jedynym stanę się z tą najurodziwszą rozkoszą, kiedy zostanie zamknięte me świadectwo – moc mojej wyobraźni, co za ogrodami raju zawsze tęskniła, siła mojej imaginacji, która za marzeń pocałunkami zawsze goniła.