sobota, 2 grudnia 2023

"Istoto pełna prawdy II"

 Tajemnicze i w umysłach nieprzebrane są ścieżki wiary

Chrystus, Jahwe, Budda, Swaróg, Odyn i zagubione gdzieś na palącej od słońca makii rzymskie lary

Odejdzie z szarej poszukująca dusza, światy supersensualne się na wieczność otworzą

I źli, i dobrzy przed ich przymiotami tam się ukorzą.

"Kosmiczna żegluga, czyli pocałunek dalekich gwiazd"

 Niech spalę się w ognistej kuli Arktura, jeśli narodu mają się rozproszyć za mgławicami, jeśli ludzie z kart ksiąg sny o Diunie i Manticore zbudują z człowieczych i planetarnych darów!

Cóż pierścieniem otacza Alpha Centauri, któż jak w morzu kąpie się w świetle Theta Eridani?

W samotności kosmosu zanurzamy się, czy chcemy tych nowych światów z Alpha Fornacis, Epsilon Indi?

Nowe światy, czy jak Jahwe Malachiaszowi, Danielowi i Abdiaszowi objawicie się, galaktycznym promieniem poniesiecie nas do siebie?

Widzę was, nowe światy, na Paradyzji i na Ksi, na Siwennie i na Comporellonie, ale to tylko wizja, wypadkowa sztuki, pozostałość religijnego proroctwa, a może daleki zawiązek szlaku, przy którym wzniesiemy imperium wspaniałości

A może ulegniemy plugawym żądzom, i w nadprzestrzeni zbombardujemy stworzenie, w nadświetlnej pozwolimy popłynąć potokom krnąbrności i rzekom ideologii, zasilą ocean łez i krwi

Przybądź, Ragnaroeku, jeśli ostatni z ostatnich pokój to cena ustania krzyku katowskiego miecza!

Może to właśnie będzie zrodzenie imperium wspaniałości, a może mitologia rzeźbą i freskiem pozostanie, a my z komputerów uczynimy sztylet i halabardę, a my z techniki uczynimy wieczną panią życia i śmierci.

czwartek, 12 października 2023

"Nauczyciel Izraela"

 Proroku z przestrzeni pyłów, gdzie na spotkanie ku sobie wychodzą słońce i pustynia

Cuda przybyłe z twierdzy wieczności - zmartwychwstanie dziecka człowieczego i jadło przemienione z bluźnierczej trucizny w ucztę szczęścia, jak przodek Jezusa z jednego wypiekł tysiąc bochenków i woda twa jurajska lekiem jak zioła z lasów i łąk

Wielu dotyka wciąż tych prorockich dłoni, a dla nich twe boskie czyny to czucie, a nie lupa i szkiełko mędrca

Wielu w tobie widzi niekończącą się historię zbawienia, a przecież zbawicieli wkoło przemawia bez liku, nie skryci w gęstej mgle dawnych czasów, nie bożki i nie demony

Kronika twa sięga upragnionego nieba, lecz może to dzieło prawdy wielu prawd, a może opowiadanie jakby od Hemingway'a i powieść jak "Lalka" lub "Potop"?

Wypływa z twarzy pełnej tajemnic bezkresne na ziemi i w niebie przymierze zmagających się z rycerzem sprawiedliwości, niech ono mym węzłem pocieszenia, niech ono pogromcą mych wad i opiekunem mych zalet.

"Futuroflirt teraźniejszości"

 Stalowy statek, sprzymierzony z energopromieniami

Krosuje się z dźwiękami rejlpędu, złote słońce kładzie nań rozgorzałe dłonie, żeby ten świetlny blask, choćby przykryty deszczami jesieni, śniegami surowej zimy, obficie darował mijanemu krajobrazowi

Ten zachodni glamszyk, manifestujący się w zaokrąglonej krawędzi, prędkim, zimnym temperamenice, czy on zniknie w mechanicznym horyzoncie?

Enki, ełki, etki, supki, semki, samki - znika to w elektrycznym ogniu edki sto sześćdziesiątej pierwszej

To królowa codziennie swe pałacowe sale otwiera polskim pejzażom, w nich wygrawerowany ojcowski dźwięk tłokodywajzów, famachin z dalekich, paratajemnych świątyń, zwyczajnych, matematycznych figur, a w nich ofiara niezbędna dla karmiącej nas ziemi jak w przepasanym krwią domu Huitzilopochtli

Martwe srebro z rozbłyskami czerni płynie poprzez ten elektrycznych statek, fabrzeka kreatywnego błogosłąwieństwa, a w trzewiach przyszłość jak szklane domy z Państwa Jedynego, infory, selenofory, rasty, glidery i uldery ze świata zabłąkanego gdzieś koło Klavestry

Strzela światłami ta edka, krocząc ze światłami starymi i nowymi, gęstymi i rzadkimi, jak ptasie piórko z lekka

Elektryczny Koenigsegg, Audi i Porsche na stalowych, ciężkich i nieprzejednanych kołach - elektromaster jaśniejącej przyszłości, cichy protoplasta krańca dyzlowieku, który odejdzie z komory burzliwej intensywności do rozleniwionej skrytości, satysfakcjonującej, nagromadzonej sytości

Edko, w tobie ucieczka od zapomnienia tego świata, z wiekami Asimov'a i Herbert'a terminusko-kaladańska para, do twej namiętnej, wirtualnej, krągłej kibici będę powracać.

"Cmentarz na wschodnim Pomorzu"

 Cmentarzu, jaka twa dusza w swym domu modlitwy pielęgnuje tą trwająca do dziś pamięć augsburską?

Skryłeś się przed chłodem świata w zielonych gęstwinach, które są mglistoperlistą tajemnicą, złocistą pamiątką wiary, której korzenie jak Herodot dzieje spisują od Pomorza po Dolny Śląsk, od Wielkopolski po Mazury

Płacz rosy świeci jak pochodnia w trawie, wietrzysty jęk całuje te nadmorskie drzewa, szum Bałtyku pagórki leniwie zalewa, czy on mówi, że ten opuszczony cmentarz to zdradziecka plewa?

Oczy wyobraźni jak u malarza sięgają wieku dla ciebie dobrego, akcja "Odra" dokonana, i moja wyobraźnia stworzy tylko ikarowe skrzydła, nie klarowny obraz jak spod dłuta historyka

Rozbili ciebie na części pierwsze, wróciła dawna toń ziemi, po której tafli z wichrem płynie pogańska esencja, umiłowanie dzikiej przyrody

Biło w tobie wiejskie serce, nie byłeś nekropolią ani z Okopowej ani z Kozielskiej, a brak twój, duch oniemiały budzi we mnie sentyment, bynajmniej nie resentyment

Za kilkaset lat szczątki twe kino zachowa, o twej mogile opowie grafik i fotograf

A bogowie z nieba i ziemi wezmą to, co mieli wziąć

Pozostanie mi nad kruchą pamięcią tylko kląć

Zniknie ludzkie dzieło, zakwitnie kwiat, który w wieczystą dzierżawę weźmie tą ewangelicką ziemię.

czwartek, 10 sierpnia 2023

"Oto nasze wyczekiwane czasy ostateczne"

 Uczuciu rozgorzały, plującym kwaśnym deszczem przemocy, na tronach królestw i w parlamentach republik jasne i ogniste oblicze twe

Pędzą ci składać kadzidło narkotycznej walki, mirrę kultury spalonego papieru i złoto, które wypijecie w winnych kielichach szalonego marazmu wraz z świetlistymi, elfimi istotami, które krzyczą: "iluzja piękniejsza, prawda ogłupiała, walka szansą na lepsze życie, żadna wartość nie jest trwała i wytrwała"

Tłum urodziwej młodzieży w niebo burzowe posyła krzyki otumanionych krwią baciarów, bo ideologia zawsze świeci na niebie burzowym lampionami sensu życia, a w podziemiach drążą chodniki błyszczące pieniędzmi górnicy ludzkich dusz, inżynierowie automatyki i robotyki ludzkich umysłów

I nie tylko w Bachmucie i Sołedarze rozbrzmiewa parzący wrażliwość głos dyktatora, który opływa w dostatki młodzieżowego uznania, w jego ogrodzie zatopionym w słońce mrok drwiącej mamony czatuje na młodych gości, gdzieś tam gra orkiestra lepszej przyszłości

To nie mesjańskie wieki, gdzie ofiara i łowca chwałą pokoju się obleką, mesjańskie wieki to nie przygnębiające wspomnienie

Człowiek zawsze siebie oślepiał, słowa ukrytego bólu kierując do kata, swej karzącej dłoni: "wykłuj mi oczy, wtedy zobaczę właściwe pory, rzuć mnie w zobojętniałą ciemność, i tam odnajdę haszysz i kokainę orgii szaleństwa tych czasów, kochająca duchowość nie wyrzeknie: [chcesz prawdy ujrzeć pola, to pość!]"

Ideologia zawsze świeci na niebie burzowym lampionami sensu życia, za sobą wlokąc hałas pieniężnego gnicia

W tobie, boska wieczności, moja nadzieja przykryta zimą, co zawsze rywalizuje z wiosną o proste i równe ścieżki demokratycznego rządu dusz

Posługa solidarnościowa jak imperium mongolskie poszerza swą władze, ścianowizory krzyczą kolorową abstrakcją tańczącą z paradami armatnich salw, a one zawsze tu mieszkały

Wychwalając darwinizm społeczny w aulach ideologii, rozbrajając wrażliwość ze swej mocy, jątrząc wytatuowane na nas traumy

Ale dzisiejszy ból jest jednak bardziej intensywny niż wczoraj.

wtorek, 27 czerwca 2023

"Statkiem na Jamajkę, samolotem na Papuę-Nową Gwineę, wytrwałą piechotą do Afganistanu"

 Czemu, słońce obejmujące toń Morza Karaibskiego, przegonić chcesz tęczę, która rodzi się po twoim pocałunku z deszczem?

Wszak, Afganistanie, w swoich piaskach płomiennie roznieconych jak pieśń nienawiści skryłeś głos różnorodności, i dżihad go rozkruszył Koranem i hadisami, on twoją propagandą prawdy, lwem rozszarpującym wszeteczne bałwochwalstwo i orłem, co strzeże bramy do wiecznie zielonego raju

Papuo-Nowa Gwineo, jasne twe trawy odpocznienia pokarm na sobie rozkładają, Marzanna bezkształtnym obcokrajowcem z Tajmyru, przylądka Horn i Svalbardu, a ty pyłem strachu przesłaniasz swoją wyspę, ciemność krwiożerczą królową, wokół ogłuszający ostrzał artyleryjski faszystowskich bojowników

Ja nie kaznodzieja, misjonarz światłości i prorok olśniewającej prawdy

Lecz obudźcie w sobie, kraje, lepszy świat, rozpromieniony, uduchowiony kwiat, w którym stare reguły rozpadną się pod blaskiem przyszłości, i zapomną te ziemie przystrojone w złoto i błękit o rajskich średnich wiekach, dystopii czarnej radości

Lecz Wyspy Szczęśliwe swym firmamentem tam nie zagoszczą, a może ty, hebrajski Mesjaszu, z podziemi ku powierzchni wzniesiesz marmurowe pałace, które dwulicowy, jadowity elitaryzm zgniotą, przybędzie z otchłani idei zasłużony egalitaryzm.

"A.A.D.A"

 Artysto, profetyczny przywódco błogosławionej wrażliwości, artysto, uwielbienie nielicznych z ludu, artysto, stwórco polityki i konstytucji poszukujących dusz

Jaki twoja przyjaciółka kokaina wyprawiła tobie pogrzeb - religijny czy świecki?

Czy alkohol jak fala etanolu twoje ciało przedziurawił, ono rozpłynęło się w rzece cierpienia?

Szukasz w narkotykach od Ameryk poprzez Afrykę i Azję po Oceanię spełnienia niedostępnych niezmąconemu umysłowi bogów

Lecz nagroda to zimny deszcz z północnego Atlantyku, czy musisz siebie okłamywać, że to renesansowy dziedziniec z Wysp Św. Tomasza i Książęcej, ciepły wiatr przytulający mandiry, meczety, kościoły i stupy znad Oceanu Indyjskiego?

Twoja nagroda jest dostępny o słonecznym brzasku na Sardynii, w śpiewie zwiewnych ptaków w Puszczy Augustowskiej, marszu żubrów koło Białowieży i surowej, bezlitosnej tundrze znad Oceanu Arktycznego

Twoja nagroda to pociąg o właściwej porze, cień przybyły, byś nie stał się ofiarą słońca, spokojna noc po chaotycznym dniu

Twoja nagroda to myśli, które wytwarzają obrazy kubistyczne, młodopolskie i surrealistyczne, wino i peyotl zwabią cię jak dwulicowy cinkciarz, LSD i amfetamina najpierw słowem twórczym, z inspirującym brzmieniem, potem cię wyśmieją na śmietnisku wielkiego miasta, mianują cię na ponurego błazna królów życia z Vallecas i Beverly Hills

Porzuć jak płonne nadzieje coffee shopy i puby, one tylko pogłębiają grobową niszę, a przecież twa czysta dusza, umysł, świadomy narkotycznej potęgi pieniądza, to łuk triumfalny do błoń wyobraźni, niweczący te kajdany społecznej kaźni

Jesteś odą bez toastu i epitalamium bez kieliszka wódki zaprawionego smalcem i bigosem

I pozostań taki - wizjonerem, w którym wizje rysuje świat bez tyranów, artystą, który z krętych dróg proste krawędzie jak dzieła tworzy.

piątek, 26 maja 2023

"Moja Costaricana, mój kismet"

 W chmurze narkotyków mój duch chce się rozpłynąć

Poczuć to złudne migotanie somy, słodki puls parzącego alkoholu, wiodący ku lotowi nad przepaścią nieruchomej zwyczajności

Lecz ta mgła z Nounas jak szafirowa maska przykrywa więzienie, w których celach ściany jak wschodnimi ornamentami są przystrojone rozkładającą się śmiercią

Perfumy, w które ubrałem moją skórę, wysyłają wiadomości pokrzepiające, bez znaczonych krwią drwiących i zabójczych cieni

A to przecież błaganie jak z izraelickiej pustyni, że ciało me kształt jak woda ma, że dusza nie może pochwycić lampionów nadziei, które jak Sycylia Morzu Śródziemnemu i Bosfor Stambułowi słońcu zniewalającej wolności towarzyszą

Samotność w wiwatującym tłumie, filozof w ludycznych miriadach - oto moi wierni przyjaciele, prorocy Dekalogu i maksym delfickich, których mowy wypowiedziane są w nieznanym języku gdzieś z orbit Diuny, Rhodii i Trantoru

Odzyskaj na ziemi i w niebie swoją wiarę, moje ulotne szczęście, bo lasy z tobą jaśniejsze i burzowe chmury z ciemności pożogi rodzą światłości waleczne systemy gwiezdne

A moje ulotne szczęście znów wyruszy w ptasią, podniebną podróż w nieznane, znów niespełnionym marzeniem stanie się ta Republika Weimarska bez Hitlera, w oparach nieba budujące kontaktujące się ze zmysłami piekło wymiernych zmian

Szczęście, spontaniczny, radosny taniec we mnie wzbudzisz, gdy jako mdła zwykłość przybędziesz jakby wiosna łamiąca berło zimy

A pozostajesz tęczą, która kusi obfitością złota, a tylko gnębisz kamieniem syzyfowym, wesołą wstęgą, co nie ma w sobie znamion rzeczywistości

Śmierci, oby twoja dusza tylko oglądała biernie moją duszę, żeby twoja dusza nie uciskała kwiatów mojego ulotnego szczęścia.

"Za stepowo-pustynnym morzem"

 Te cienie pożarte przez ogień, chcą przed nim uciec, zjednać się z falami Pacyfiku, złączyć ku ostrzeżeniu i ku zwycięstwu pokoju cieśninę Beringa

Te cienie wzgardzone, z obojętnością porzucone, chcą zamieszkać ze śniegami Jakucji, Kołymy i Kamczatki, chcą się kąpać w słonecznym świetle w Buriacji i Tuwie

Utrwalone w ludzkiej pamięci, w rejestrze przygnębiających wspomnień, zapłaciły spaloną krwią i niewidzialnym prochem za berło tyrana, koronę pogromców podludzi

Nie płaczcie, cienie, na waszych wyspach złoto się ze srebrem miesza, pecha stało się zadość, szczęście pływa jak sterowiec na niebie ponad elektrycznością miast

Lecz neon i krzem wam zaniósł pokutę, czy to karma, teofania wydanych na was i na nas wyroków?

Cieszcie się obfitym kielichem błogosławieństwa, za rozkosz poczytujcie zalewające was fale banknotów, i z burzowego grzmotu tkajcie delikatne pieśni

Lecz wszelka duchowość nie zapomni wulkanicznych erupcji od Gobi po Oceanię

Żeby nieodgadniona przyszłość wiedziała, że byliśmy popisowym daniem krwiopijców, że pozostaniemy rozwarstwionymi duszami 

A te krótkie i długie noce będą przeżerać nas kwasem strachu...

poniedziałek, 17 kwietnia 2023

"Sześciowers marzyciela"

 Zachód słońca muska pomarańczowym pocałunkiem ogniste, przyjemne niebo, za widnokrąg jakże nieskończony skrywa się ta niepojęta tęsknota, co pobrzmiewa jak pierwsza miłość, ze skazą pouczających wspomnień

Gdzie nocy, utraciłaś me dzieciństwo, moją lekką świerczynę, gdzie zmierzchu, na firmamencie rozjaśniających się gwiazd wabisz mnie jego monumentalną fatamorganą?

Oczy me pośród zasłony wszechmocnej nocy zwracają się ku wschodowi, intuicja-matka mój marsz ku niemu zaczyna

Cóż za słońce o pocieszającym brzasku wzejdzie, dzieciństwo odeszło do mauzoleum nostalgii, młodość na wieczność emigrowała na Cypr mojej melancholii, objaw się, Dadźboże! Niech twa księga o świcie zapowie expose mojej przyszłości!

Jakże we mnie rozgorzałe to pragnienie wiedzy, co los wyniesie na me ołtarze zamiast dzieciństwa, jasnej młodości, zanurzonej w cieple krystalicznej czystości

I czy utwierdzę te kapiszcza, w której wiekuista trzeba nie ustaje - moje życie, las, który daje jagody i jeżyny, puszcza, która wiedzie na stracenie.

"H."

 Wiara taka rozgorzeć by chciała jak ten egipski, pustynny krzew

Ze twa przemowa, na cokole monumentalnym jak Koloseum, to była artystyczna gra, markowane działanie, skumulowane w złu misyjne, uniwersalne manie

Że czerwień to krew uciskanych, tej niewiarygodnej plamy, co ułudę zasiała w myślach fanatyków

Że biel to prostota i niewinność ludu, pełnia rozrzuconego rozgoryczonych gruzu, armia gniewnego pokoju, nie oszalałych i zbrodniczych byków

Że krzyż bezprawia i mordów od sądowych po spontaniczne kroczył ciężkimi, oficerskimi butami tylko na scenie gdzieś w klubie błyskającym od blichtru, rozpromienionych zachwytem sztuki, a to była polityczna nędza, nie duchowe gołębie pokoju, a połyskujące w demonstracji siły barbarzyńskie łuki

I popiół słońce zakrył, i krwawe rzeki spływały do europejskich mórz, to była czerwień twej flagi, twoją metaforę przykryłeś uosobieniem ciemności, totemem dawnej chwały, którą w piekle nie da się wycenić

Żyłeś jeszcze kilkanaście lat, te grobowce wrzeszczące od śmierci zbudowałeś, te męczenników mauzolea, które jak żar bomby atomowej pochłonęły fale zabójczego, sprawiedliwego tsunami

I wstyd wyryłeś w swoim ludzie, otaczają go ciągle się wskrzeszające pchły, pomagierzy powracającej nienawiści jak punktowce na pustej łące

Lecz czas twój martwy jest, jak Sauron może powrócisz z Avakumy, i ożyją wściekłe, głodne wypowiedzenia vox populi pumy

Dbaj o miarę, Europejczyku, bo wraża ideologia, łasy na wybuchy entuzjazmu radykalizm skurczy na tobie modne ubranie, rozpocznie się okrucieństwa taniec

I znowu siłę przeciw sile postawisz, by ocalić niewinne żywoty, a i tak wciąż będzie słychać burzę zgryzoty.

sobota, 1 kwietnia 2023

"Z obłoków słonecznych burza się formuje III"

 Inspirowane obrazem "Trzecia Rzesza" Heinricha Vogelera



Jak Reichstag płonie rosyjska dusza, jak księgi rozrzucone na ulicach Kazania, Moskwy i Archangielska płoną tajgi wolności, które spokojem odżywiają zagubione w nich krzyczące duchy radości

Na Kremlu toasty wznoszą, plewy ukraińskie skoszą, do zimnych cel wrzucą wiatr walki, Kreml ze swych słów dla swych narodów rysuje kalki

Nowa Ziemia drutem parzącym otoczyła wrogów, Kołyma w swych śnieżycach ukryje plującą na Kreml krew prawdy

Gdzie udasz się, bojowniku wolności? Obce ziemie cię nakarmią, napoją pocieszeniem, ale tęsknisz za tą świątynią, w której święta odprawia się tylko radosne, usunie dzisiejsze złudzenie i trapiącą troskę

W jego oczach zieloną poświatą płonie "Z" białe, monstrum masakr i bombardowań, kat Mariupola i Chersonia, podżegacz gwałtów i kradzieży

Aleksy, otoczyły cię te lwie mury, co dzień ich ryk ma zburzyć twój Boyen, lecz trwasz, twe orły wciąż dźgają dziobami Gelendżyk

Demetriuszu, twój płacz nawadnia zeschłą ziemię nadziei, lecz chcą cię na szubienicę poprowadzić, groźbę i strach uczynić z twego odbicia dla Federacji chcą wojenne marsze

Michale, gdzieś za wielkimi wodami się ukryłeś, przed burzą łamiącą się skryłeś, lecz twa stopa dotyka Pirenejów, brodzi w łąkach Alp, tęskniąc za rozkosznymi wichrami Uralu i Kaukazu

Iljo, jeden głos przeciw jedności, i twa cena godna dla jedności pogardy, i płacz rozdziera te ziemie za Bugiem, że tak niewiele enklaw swobody nie wznieci demokracji plony

Aleksandro, wielka twa krucha siła, lecz łgarstwem dla nich prawda, więc przydzielona w łagrze tobie nienawistna warta, ręce tobie ucina choroba skrajności, lecz się nie boisz, wielka twa krucha siła, której bałwochwalstwa fala niemiła

Wy prawdy jesteście rydwanem, ujrzeć chcę w was jeźdźców, co walczą o stepy i tajgi kolorami się wszystkimi mieniące, lecz te wszystkie lata, dni i miesiące ukążą, czy jesteście naszą obroną, czy idei zwietrzałych kamforą.

"Anekumena"

 Ekfraza obrazu "Trzecia Rzesza" Heinricha Vogelera


Ku przestrzeniom nieznanym wyrzucone księgi przymierza ludzkiego, tak namacalne, jak i iluzoryczne

W Zurychu i Marsylii będziemy opłakiwać demokrację, której odebrano złotą koroną godności, z niej hutnik, co na nowo wzniesie Rzeszę, uleje złote kielichy odrodzonego narodu

Na rautach przemówią do synów Abrahama, na bimie wygłoszą hymn rozerwanych kajdan żydowskiego spisku i satyrę słodkiego Żyda, który upijał od gojów niekoszerną krew, by koszerna dla żydowskich pieniędzy była ich śmierć

Płoną płuca bibliotek, usta ulic ich dymy chłoną, jak adrenalina gotują je do walki o czystość rasową, utracona mądrość w ogniu nienawiści, skazane na śmierć opowieści o zaletach tego świata

Z Reichstagu całopalną ofiarę złożono, jego ruiny tratują uciekające dusze, co ból chcą pokazać na obczyźnie, nad Reichstagiem łupy wzniesiono, symbol zimy, co na tysiącletni tuzin swymi paraliżującymi śniegami zakryją melancholijne oblicze wolności

Do więzień wtrącone blizny ludzkich twarzy, które teraz płaczą, lecz spopielą w Berlinie zniekształcone demagogią ciało tyrana

Lecz one znowu zadadzą ból, która zdepcze daleką jesień jako zbrukaną utopię

Kruki i wrony zapomnienia krążą nad domami Wilhelma i Heinza, zapomnijcie o tych oszustach, starych czasach, tysiąc lat pamiętajcie potęgę Północy, która na nie słońce radości i nadziei z jego walki ukuje

"Wielkie Niemcy! Powstańcie! Światowe imperium zbudujemy! Już więcej żałobnych stosów nie wzniesiemy!" - krzyczy zewsząd, jak Bóg górujący nad Morią, w których iskrzą haniebne już dla nas krzyże, spadną one na wrogów, potłuką ich przekonania, życie zabiorą z ich ciał, umarli tak dla nas, jak i żywe w naszej nieustającej pamięci

Homo homini lupus est, najstraszniejsze potwory krążą ciche, uśmiechnięte i przystojne, wokół nas, a na ich magię przystanę i ja, poeta, i oni, gładcy intelektualiści

Zapomnijcie o tych oszustach, starych czasach, bo nowe czasy uczyniły z kłamstwa prawdę, w której tylko bystre oko swą mocą wyczuje tą gorycz, która się uśmiech do nas jako słodycz.

"Kronika butwiejących złudzeń"

 Gwiazdo Poranna, rozjaśniasz moje skostniałe mroki miłości, bogowie miłości, pożądania i nieba rozpraszają jesienno-zimowe chmury, a zza ich kłębiastych firanek słońce maluje na zielonych trawach, w cieniach pomiędzy leśnymi drzwiami polichromie, na których lekko się kładzie paczula, która światu oddaje w geście pojednania pokój bezkresnej miłości

Leczy oczy się zamkną, ujrzę ciemności, z której ku zmysłom wypływają matematyczne kwadraty, romby, deltoidy, i prostopadłościany, tańczące z seledynowym neonem w mych jakby religijnych wizjach

I Gwiazdo Poranna, otrzeźwienie artystycznego umysłu znów w tobie zobaczyło planetę, sługę Słońca, a nie mistyczną imaginację z pagórów pruskich i litewskich

Chcę ujrzeć rozerwanie bólu, zwycięstwo w powstaniu przeciwko naturze ludzkich demonów, lecz łza zmywa dzieło miłości, pokorę zamienia w lekkomyślną uległość, ta łza staje się sztormem, gorącym gniewem wypala i zabija świadectwa róż zasianych na Kalahari i Mojave, legną w grobowcu zawłaszczonym przez zapomnienie rozkosze domowego ogniska, pokonane w całym mym świecie przez marsowe promienie gorąca

Gdzieś na pustkowiu, z krajobrazu mi nieznanego, mglistym pejzażem, może grenlandzkim, może afgańskim, lśni enklawa nadziei, jak fatamorgana woła do siebie moje piaskowe serce, lecz te tłumy, zgromadzenia krw i nienawiści, krzyczą o wojnie, urodę pielęgnują, mówią w swej propagandzie, że czarne jest białe, że wrażliwości kwiaty świetliste muszą wyschnąć, uczynić z siebie środkowoazjatycki step bez renesansu, modernizmu i klasycyzmu

I cóż poczuć ma ręka spragniona boskiej woalki, by ona tą rękę opatuliła, twierdzę opatrzności, wokół niej zbudowała?

Niech deszcz spadnie na Atacamę! Atacamo, wygnaj iluzoryczne zbroje mgły, niech ten deszcz w twych wnętrznościach zasieje korzenie, z których wyrośnie drzewo szczęścia, co jak morska latarnia zawoła do siebie łodzie zduszonego bytu, rozkwitającej wrażliwości lazurytu!

Otchłań wzywa mnie, w niej muszę wznieść pałac, w których komnatach samotność będzie się weselić, wiedząc, że nie jest końcem sensu, a początkiem szczęśliwej wiary i samonapełniającej się miłości.

wtorek, 7 lutego 2023

"Z obłoków słonecznych burza się formuje II"

 Naród zgnębiony, słodką, trującą propagandą karmiony

Nowej idei zapragnął dowódca fanatycznych wojsk - carat się odrodzi!

Nie musi być on znaczony krwią arystokracji, nie musi ze skroni lidera rozjaśniać koroną demokracji

Carat nie musi być caratem, pozostanie republiką, diamentów niezliczonym karatem

Carat się odradza! Ze wszech miar ekonomiczny, jakże wszechpolityczny!

Jak III Rzesza przegnała żydów i komunistów, tak carat przegna opozycjonistów! Do więzienia, do natychmiastowego stracenia!

Buduje się w liderze interes polityczny, fałszywy objaw fanatyzmu, i do łask przywróci oblicze imperializmu, by świat poznał słodki zwycięstwa smak, nowy chwały nieskończony trakt!

I czy będzie w tobie, przywódco, nowe piekło, czy po tobie zatriumfuje niebo, tak bardzo znane na zachód od ciebie?

Czas nieskończony jest, a dla ciebie będzie skończony

I kto w tej nowe bramie historii zostanie wykończony, stanie się schorowany, ukamienowany, otruty lub zastrzelony?

"XXI wiek V"

 XXI-szy wieku, czy jak rachityczny, zimny mur runiesz na ciała XX-ego wieku, cegłą jak ukamienowaniem wymażesz ich jestestwo z tej buzującej skrajnymi uczuciami powierzchni ziemi?

Prorok dawnego świata przywrócić chce do życia ten kraj, w którym chłód nie wymraża nienawiści, a ciepło sprzed swych oczu usuwa ogień jedności, olimpijski znicz pokoju

Czy prorok wzbudzi ku pohańbieniu swego narodu palące i gryzące słońce basmaczy?

Gdzie skończy się ten burzowy piekła marsz, czy orkowie i ogry staną się nową, aromatyczną potrawą dla jakże gościnnych wrót ziemi?

Promienie wielkiej wojny kąsają świat, rakiety i pociski artyleryjskie wielkiej wojny strącają żywoty ożywione i nieożywione ku widzialnej przepaści, skąd dochodzi do nas niewidzialny krzyk sprawiedliwości 

Wielka wojna trwa, lecz i teraz zminiaturyzowane wojenki swymi brudnymi rękoma kaleczą swe ofiary, swe ofiary w świątyniach populizmu i demagogii składają fałszywym bożkom idei, dwulicową idolatrię uprawiają!

XXI-szy wieku, siła twa burząca, uczucie w tobie gorejące od płomienia zabójczego natchnienia, lecz podaruj nam ten słodki miód wytchnienia, nie buduj drugiej Hiroszimy, nowego Nagasaki, niech dzieje spokojne będą, odwróć od świata apokaliptyczny los taki

Czy prorok wzbudzi ku pohańbieniu swego narodu nowe niepodległości, skruszą się imperialne kości, odejdzie potęga w stan zapomnienia, zostawiając gorzkie wspomnienia?

Aby gorzkie wspomnienia ku światłości ścierwa wzniosły nowego wodza, odrodzonej nacji błękitne niebo, szablę i kuszę, bo nie będzie nowego Fuehrera ani Duce

Tylko przywódcę uczyni z siebie terrorystycznego i bezwzględnego, i znów go zmyje fala ognia piekielnego

Po co? Na co? Złoto znów okaże się ołowiem, nie demokracji i wolności wojem 

Po co? Na co? Jaka ta słoneczna pewność, że pierwotne prawo ludzi zbudzi się na czas?