Przed lewicą moją, przed autobusem
Żółtozłoty oblat mknie w błękicie i szarości
Oglądam go jak najdziwniejszy zabytek
A ono stoicko się rozpędza
I leci w dół, bo wie, co go oczekuje
Tak zwykle, jak zwykle
Niezaślepiony
Lecz dawno, kilka godzin temu
Mógłbym zaglądać w ciemność
Chmura brunatna nadgryza kawałek
Lecz oddaje go bez szkody
Zatopiony w ciepłych wodach melancholii
Muszę to zapamiętać
Choć to nawet wyrzuci ze swej pamięci niepamięć.
20.10.2011
Żółtozłoty oblat mknie w błękicie i szarości
Oglądam go jak najdziwniejszy zabytek
A ono stoicko się rozpędza
I leci w dół, bo wie, co go oczekuje
Tak zwykle, jak zwykle
Niezaślepiony
Lecz dawno, kilka godzin temu
Mógłbym zaglądać w ciemność
Chmura brunatna nadgryza kawałek
Lecz oddaje go bez szkody
Zatopiony w ciepłych wodach melancholii
Muszę to zapamiętać
Choć to nawet wyrzuci ze swej pamięci niepamięć.
20.10.2011