Me serce obleczone w żałobne łzy, oślepione parzącym ogniem twych ksiąg
Oślepione tymi, co spożywają ciało i krew, oślepione tymi, co twym
stworzeniom w świątyni Salomona ułożyli całopalne stosy, oślepione tymi,
co hołdy proroczemu miastu wierne składać mają
Czemuś ludzi tych samych znaków wysyłasz pod mordercze kamienie jak wulkan kipiące twym gniewem?
Czemuś ludziom tych samych znaków pod twym bożym tronem nie zgotował
mieszkań, o których twój syn mawiał, że ich są miriady w twej krainie
życia?
Czemuś ludziom Diany, Manat, Peruna, Medeine, Amaterasu,
Kali, Posejdona i Freyi zamknął twą monumentalną bramę do twych ogrodów
ducha, w ognistą otchłani toń bez czasu i przestrzeni wysyłasz ich w
złości?
Rozbiłeś lustro, w którym dostrzegałem ciebie i aurę mej mocnej wiary w twoje przywództwo
W mej księdze życia nie zapisane moją krwią tobie me uwielbienie, nie
zapisany moimi sławieniem hymn wschodni, lecz lamentacja, która jest
cykutą dla ust mojej duszy
W mej księdze życia zapisana tęsknota głośno szlochająca za Panteonem i Partenonem, za Arkoną i Uppsalą
Oto ja, przed twym imperium prawdziwy, oto ja, owieczka, która podążyła z twych niebiańskich pastwisk starą doliną
W starej dolinie źródło mojej wiary, w starej dolinie dawny czas moją teraźniejszością.