niedziela, 28 listopada 2021

"Elektrodekadencja"

 Czyż dziecię, syn Syna Człowieczego, ma duszę, w której krąży kadzidło z układów scalonych i pulsujący ekran, co do śmiercionośnej zabawy zaprasza jak krwawy mąż, wojenny wodzirej?

Czyż położyć w dennych przestworzach ciała mam pejotl, by żyć w niebiańskich imaginacjach, których fałsz może stać się dla mnie prawdą?

Czyż kochankę-schizofrenie w me łoże zaprosić mam, w seksualnej, doraźnej euforii zatopić się i pędzić jak słoneczne światło ku radosnej otchłani, skąd nie odjeżdżają żadne autobusy ni pociągi?

Cóż tobie, dziecię ubrane w komputer,  sercem jak tablet, rękami i nogami jak smartfon, ofiarować mam, byś w letniej pełni księżyca zobaczyło światło, którego luksy i fotony to awoda zara, iluzja idealnego piękna, które płonie, które krzyk to manifest zwyczajnego dnia?

Ja podziwiałem moc góry, która okazała się wulkanem, której lawa pochłonęła jak śmierci gorąca pustka Pompeje, w których domostwie mieszkałem

A w nim radowały się ze mną moje córki-marzenia, ich ciała-świątynie ofiary jak chleby pokładne i mąka zmieszana z oliwą składały, bym o nich nie zapomniał jak się zapomina o wczorajszym, zimnym słońcu, jak o śniegu, którego woda w ziemi skryła się przed oczami chmur

Bóg znów odkrył maskę, znów bożkiem się okazał, co ma oczy, a nie widzi, co ma nozdrza, a woni nie czuje

Nie umrę, nie, lecz będę żył, i ogłoszę twoje dzieło, które rozbiło tamę, a wody uwolnione rozpacz wymodelowały

Prawica bożka podniesiona, by stracić małych form szczęście, a ja tylko jego wielkie formy widziałem

To kolejny wiek zabójczej zwyczajności, i tylko przede mną szereg narkotyków, nie lekarstw, choroba wciąż trwa w chorobie, a lepsze i gorsze to więźniowie w zakładzie karnym fikcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz