Stalowy hełm, żelaznej konsekwencji lanca - oto mój majątek prawy
Pogląd twardy jak brutalistyczny beton, współczucie umiłowane moje - to nie wody płynne belki, a droga przez step stały
Nie widzi żaden naród rozproszonego serca, że delikatny mięsień skrywa spartańska skóra
Chce me ciało obudzić we mnie żubra, lecz dusza to wełna alpaki, nie gromowładna tarcza tura
Na mej piersi medal rewanżyzmu, stworzyłem z bratków i akacji wikiński topór
Rozgorzał do dna rozgoryczonego ducha wobec obojętności świata i magnackiego pałacu nadziei opór
Lecz moje więzienie to te dwie półkule od równika, w nim znaleźć trzeba życiodajnego przetrwania sens i sentencję
Podążać zza krat umysłów za słońcem wolności, wychwalać zdrowia i radości esencję
Żadna z tych rzeczy w mej biografii nie powie, cóż ciało naprawdę okazuje, a dusza ma się radować w pełnym fal zdrad morzu zimnym
Skoro ja wiem, że to absurdalny i ciemny świat, nie miodowy kraj zewsząd widny
Jestem szwoleżerem, a jakby w tej iluzji zbetryzowanego ludu statua i chluba
Jestem hoplitą, a jakby w tej fikcyjnej powieści wątłego pokoju propagandowa tuba
Oczy moje nadal wściekłości nadają naddźwiękowy pęd, usta moje cierpkie i głośne w ogniu armat i haubic samotności
Nie ujrzą tego posłowie umysłu, zignorują ludzie dobrzy a prości
Z marzeniami trzeba pielęgnować mą jedność krzyczącą z bólu
Ten namiętności cezaropapizm opuścić, bym ja i on w dobrach dla siebie sanktuariach przebywali i podejmowali dla siebie skrojoną nam wagę trudu
Choćby struny cytry zabrały duszy pale i krzyże, a klawisze fortepianu jej utrapienia złoto synagogalne
Wciąż mną władają utopijnego instynktu jakby plemienne rady dawne
A moje więzienie to te obie półkule od równika, do górskiego, kontemplacyjnego klasztoru sięgam wyobraźnią marzycielską
Lecz nigdy nie porzucę tej mamony oraz zbrukanej siły pożółkłe i tłuste cielsko
Zatem słabych czasów tworzących silnych ludzi poza przybrana
Po czasy mesjańskie musi sobie folgować ta wszelkich wojen zabawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz